Dzień: [1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10] [11] [12] [13] [14] [15] [16] [17] [18] [19] [20] [21] [22] [23] [24] [25-26]
Kolejny wyjazd. Ależ się cieszę! | Prague by night
Zabrałem się za pisanie kolejnego dziennika podróżnego. Co prawda Cecile zobowiązała się do prowadzenia zapisków, ale…
Zatem znów jestem w drodze. Podobnie jak rok temu i teraz podstawą wyjazdu był tani bilet. W październiku pojawiły się rewelacyjne oferty Cebu Pacific. Niewiele myśląc kupiłem przelot z Dubaju do Manili za 280 złotych tam i z powrotem. Kto by się nie skusił!? Kilka tygodni później dokupiłem trzy przeloty wewnętrzne po Filipinach – a właściwie cztery – bo jeden omyłkowo nie z tego miasta, co chciałem. Cóż…. Tagbilaran, Tacloban, Tanguiro brzmiały wówczas dla mnie podobnie, więc o pomyłkę było nietrudno. Niemal dwutygodniowa trasa obejmować miała zasadniczo 4 wyspy: Luzon, Palawan, Cebu i Bohol. A skoro już były kupione bilety w Cebu Pacific, należało przemyśleć, jak wykorzystać lądowanie w Dubaju. Padło na Oman – kraj bezproblemowy, przynajmniej, jeśli za punkt odniesienia przyjmiemy niespokojny Jemen. Pozostała do wyjaśnienia kwestia, jak dostać się do Dubaju, ale zostawiłem to na później. Na tani lot Wizzairem z Polski nie można było liczyć (konieczny bagaż do dokupienia!). Ukraińskie linie lotnicze miały cenę około 1000 PLN (z Kijowa), Smart z Dusseldorfu – podobną, więc gdy Pegasus dał cenę 700 PLN za lot z Pragi – kupiłem bez zastanawiania się. Podczas długich miesięcy, które pozostawały do wylotu, mogłem przygotowywać się do wyjazdu, gromadzić ekwipunek, planować to, co chcę zobaczyć lub choćby kupić przewodnik. Ale cóż! Nie chciało mi się lub wolny czas przeznaczałem na coś innego. W styczniu sprawy nabrały tempa, zabukowaliśmy parę noclegów przed/po lotami, dopłaciłem za jeden bagaż (zdecydowaliśmy się wziąć namiot do Omanu) i nawiązaliśmy pewne kontakty przez CouchSurfing w Omanie.
Tyle wstępnych uwag. Przed nami blisko miesięczny tramping. Niestety, baza noclegowa jest tu skąpa i… droga. Stąd namiot i CS. Mamy nadzieję dojechać przez Muscat do Sal a w drodze powrotnej zwiedzić okolicę Nizwy.
Czuję, że wyjazd będzie udany i interesujący przez zestawienie dwóch regionów: islamskiego, pustynnego Bliskiego Wschodu i katolickiej, tropikalnej Azji Wschodniej. Będzie to już druga podróż z Cecile, która podobno odgrażała się, że nigdy już nie pojedzie na tramping. Podobnie jak z Sergiuszem we wrześniu zaczynamy od przejazdu do Pragi. Lot mamy we wtorek o 15:00, aby więc uniknąć stresów z ewentualnym spóźnieniem się PolskiegoBusa, jedziemy do stolicy Czech dzień wcześniej. Nocleg mamy załatwiony w David's Apart, właściwie w centrum, 15 minut od rynku. Hostel jest mały, ale bardzo przytulny z minikuchnią i śniadaniem wliczonym w cenę (19 EUR). Wieczorna Praga – choć przecież to grubo przed sezonem – tętni życiem. Z pewnością to bardziej turystyczne miasto niż Kraków. Kawiarnie i restauracje pełne roześmianego tłumu, dziesiątki sklepów z pamiątkami, uliczni artyści zabawiający publiczność… Idziemy do rynku, potem, w zapadających ciemnościach, przez most Karola wdrapujemy się na Hradczany. Spędzamy chwilę wpatrując się w miliony świateł stolicy migających w chłodnym lutowym powietrzu. W drodze powrotnej zaopatrujemy się w butelkę wina i przy kolacji wznosimy toast za udany wyjazd.