Początek bieżącego roku upłynął znów w azjatyckich klimatach: wyprawiliśmy się na Filipiny a korzystając z przesiadki w Dubaju pokusiliśmy się o krótki wypad do Omanu. Na Luzonie wspinaliśmy się na krater wulkanu Taal, wędrowaliśmy po tarasach ryżowych w Banaue, oglądaliśmy w Sagadzie wiszące trumny. Popłynęliśmy podziemną rzeką na Palawanie, widzieliśmy Czekoladowe Wzgórza na Bohol, podpatrywaliśmy senne tarsjusze, wesołe delfiny i ławice rybek na rafie koralowej. Filipiny kojarzyć się nam będą również z barokowymi kościołami i... napadem. Pustynny Oman to zupełnie inna bajka: gliniane forty w Nizwie, Bahli i Sur, wypad na pustynię Ar-Rab al-Chali, wędrówki po cudownych dolinach Tiwi i Szab. Odwiedziliśmy też zachwycający meczet w Abu Zabi i stanęliśmy pod Burdż Chalifa.
Relacja z wyjazdu ma miejscami charakter zdecydowanie osobisty i subiektywny, o czym lojalnie uprzedzam.