Dzień: [1-2] [3] [4] [5] [6-7] [8] [9] [10] [11] [12] [13] [14] [15] [16] [17] [18] [19] [20] [21] [22] [23] [24] [25-27] [28-29]


Wenecja – Kraków

poniedziałek-wtorek, 2-3 IX 2002


Nad Canale Grande | Galeria Guggenheim | Na placu św. Marka | Powrót


W Galerii Guggenheim

Siedzę na nadbrzeżnym tarasie Galerii Guggenheim w Wenecji. Zbliża się popołudnie, miasto jest już obudzone i przygotowane na codzienny najazd turystów. Jest już, co prawda, wrzesień i przez kilka ostatnich dni czuć było również we Francji w Canet atmosferę końca wakacji. Przez Canale Grande suną tam i z powrotem vaporetto, łódki i gondole. Jest dobrze.
To już mój drugi pobyt w Wenecji. Ciekawe, czy będę równie powściągliwy w zachwytach nad tym kanalastym miastem jak poprzednim razem? Chyba wszystko przez to moją przekorę i niechęć do chodzenia w stadzie. Gdy słyszę: "Ach, Wenecja!" lub "Ach, Wiedeń!", staję się czujny, żeby nie powiedzieć: podejrzliwy. Pragnę samodzielnie wyrobić sobie opinię o tych miejscach nie poddając się a priori opiniom innych. Stąd być może nieco przesadnie krytyczne spojrzenie na (prze)reklamowane miasta.
Wenecja jest ok. Uliczki, kanały, pałace i kościoły to naprawdę niepowtarzalna mieszanka. Nie być tu – to stracić coś z kultury włoskiej i europejskiej. Do tych naturalnych zachwytów niestety dołączają się i inne skojarzenia: tłum, zanieczyszczenie, polowanie na turystów, zwykłe zdzierstwo... Pamiętam, dziewięć lat temu nasz spacer po kościołach weneckich. Gdzież by któreś z nas pomyślało by płacić za wstępy? A teraz? Ech... entrata 2 €, dajcie spokój... A już zupełnie brzydko pomyślałem o Włochach po 10 sekundowej wizycie w cyber-cafe przy placu św. Stefana. 9 € za godzinę, chyba ich porąbało?... Przypomnę, że w nienormalnej Francji internet był po 5 €/h, w Madrycie 1 €/h, a w Marrakeszu Krzysiek rzekomo miał promocję 0.5 €/h. Canale Grande


Wylądowaliśmy na Tranchetto o 7:30, półtorej godziny później niż planował Szymon. Śniadanie z Aśką na asfalcie: kawka i jajecznica. Tadeusz jak zwykle dokucza, coś tam plecie o Rumunach, ale na cieplutką jajecznicę to pewnie chciałby się załapać... Nie ogolony i nie umyty (0.5 € do przodu) idę z grupą pod kościół Santa dei Frei (2 €). Oczywiście, dla dwóch starych i ciemnych obrazów nie będę się pozbywał drogocennej waluty. Nastawiłem się w Wenecji na jedno z muzeów: Akademię lub Guggenheim oraz Pałac Dożów. Te przyjemności ominęły mnie podczas poprzedniej wizyty. Odłączam się od grupy, która przez 30 minut będzie się nudziła pod kościołem i idę przez Rialto i Akademię (6.5 €) pod Galerię Guggenheim. Cena powalająca 8 € – ale wchodzę.

Kolekcja początkowo rozczarowuje ilością zbiorów. Niemniej jednak spacer po kilkunastu pomieszczeniach z obrazami surrealistów, kubistów, ekspresjonistów i reszty awangardowych malarzy, daje pojęcie o tym, co ważnego zdarzyło się na początku XX wieku. Mimo że do dyspozycji jest czasem tylko po kilka obrazów danego malarza i to nie zawsze reprezentacyjnych, to odkrywanie w tym miejscu tego, co się dotychczas widziało tylko w albumach sprawia mi dużą przyjemność. "Świt " Delvaoux, " Antypapież " Ernsta, bezkresne pejzaże Tanguy'go, cieniutkie kreski Paula Klee, zgeometryzowane postacie Picassa i Braque'a, jeden obraz Chagalla – ulubionego malarza Krzyśka, tak charakterystyczny, że aż nie do pomylenia, arkady Chirico, kilka barwnych plam Kandinsky'go... Canale Grande

Przeszedłem na plac św. Stefana, by podelektować się atmosferą tego miejsca, przechodzącymi turystami, zespołem z Peru (że też oni wszędzie dotrą...) i słoneczkiem...
Później kanały, uliczki i Plac św. Marka. Mimo że przewodniki ostrzegają przed nadmiernym tłumem, na placu trzeba posiedzieć i pogapić się... Wstąpiłem do Bazyliki, wejście, co prawda, za darmo, lecz to co najbardziej wartościowe wymaga kilku groszy: skarbiec (2 €), ołtarz (1.5 €), wejście na balkon (2 €). Niedoczekanie wasze. Obszedłem bazylikę, pooglądałem wymozaikowane kopuły w liczbie 5 sztuk, uśmiechnąłem się do oryginalnych mostków za transeptem...

Zastanawiam się, co tym razem zapamiętam z Wenecji – na pewno kilkuzdaniową rozmowę z małżeństwem ze Świerdłowska – siedzieli tak sobie na placu zastanawiając się, jak dotrzeć do Akademii i byli naprawdę zaskoczeni, gdy odezwałem się do nich po rosyjsku ;-) Zabawne, że później takie drobiazgi rozrastają się nienaturalnie we wspomnieniach...

Od czasu do czasu spotykam naszych trampingowców i mimo pewnych chęci na podłączenie się do nich samotnie kręcę się po mieście. W parku przy dworcu kolejowym spotykam Joasię; powoli wracamy na parking. Tym razem dziewczyna zaskoczyła mnie swoimi wyczynami rowerowymi. Ho, ho, kto by przypuszczał! Bazylika sw. Marka

Powrót do kraju. Globtramp serwuje nocną atrakcję: przystanek w strefie wolnocłowej między Austrią a Czechami. Jestem zdezorientowany – nie wiem, jakie alkohole opłaca się kupić, a poza tym w ogóle nie znam się na alkoholach! Ech, może trzeba było wszystko wydać, nie byłoby problemu...
Szybko przejeżdżamy przez Czechy, w końcu Cieszyn i Kraków. Czas teraz na spotkanie z bliskimi, rozdawanie prezentów, pokazywanie zdjęć i opowiadanie, opowiadanie, opowiadanie... A potem jeszcze potrampingowe spotkanie za miesiąc...


Spotkanie po miesiącu   Powrót do Wstępu Powrót do Strony głównej


I jeszcze Wenecja

Plac św. Marka Plac św. Marka
Bazylika Bazylika
Canale Grande Canale Grande
Canale Grande Canale Grande
Wenecja Wenecja
Kościół Santa dei Frei Kosciół Santa dei Frei

Powrót