Dzień: [1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10] [11] [12] [13] [14] [15] [16] [17] [18] [19] [20] [21] [22] [23] [24] [25] [26] [27] [28] [29] [30] [31] [32] [33] [34] [35] [36] [37] [38] [39] [40] [41] [42] [43] [44] [45] [46] [47-48]
Zwiedzam cesarski Pałac Letni | Turystyka po chińsku | Uliczki Hutongu i zakup prezentów
Dzisiaj czas na Yiheyuan – Pałac Letni. Wychodzę z hotelu o 8:00, na miejscu jestem po dwóch godzinach! Niestety, Pekin to olbrzymie miasto i, choć w mojej ocenie transport publiczny jest bardzo sprawny, to dojazd z mojego hotelu na dworzec trwa około godziny.
Oglądam sobie to miejsce z mostku (wstęp płatny) a następnie wdrapuję się na wzgórze z glazurowaną świątynią na szczycie. To chyba najwyższy punkt parku. Widać i Pekin i pagody w pobliskich górach, no i oczywiście mur chiński ciągnący się zygzakami przez zbocza aż po zamglony grzbiet pasma. Spoglądając natomiast na południe – zobaczymy największe cesarskie jeziorko w parku, a na nim 17-przęsłowy most Yudao Qiao. Dwustuletnia świątynia Zhihuihai Si (Świątynia Morza Mądrości), przy której się teraz znajduję, pokryta jest żółto-brązowo-zielonymi ceramicznymi kaflami z płaskorzeźbami przedstawiającymi Buddę. Niestety, wiele z postaci ma poutrącane głowy, widać – wandalizm to nie tylko polska specjalność. We wnętrzu budynku, do zbudowania którego nie użyto ani jednej drewnianej belki, znajduje się posąg Buddy (Amitayus Buddha) i kilka mniejszych rzeźb. Zdjęć robić nie wolno, ale handlować można (stoisko z pamiątkami w kącie pomieszczenia). Dziwna mentalność...
Odpoczywam chwilę w altanie (zupka chińska 5 CNY), a następnie schodzę ścieżką wśród powyginanych sosen ku zachodnim kanałom. No...! tu dopiero turystów! Tysiące Chińczyków je, pije, fotografuje się i kupuje pamiątki w dziesiątkach sklepików. Łódki i stateczki czekają na nich. Bo taka jest cała prawda o chińskich turystach: zero wysiłku. Emei Shan, Tian Shan czy choćby Xi Shan to typowe kompleksy turystyczne ze schodami zamiast górskich ścieżek, ze stoiskami z tandetą na szczytach. Oglądam jeszcze piękny marmurowy statek zakotwiczony przy brzegu i idę tzw. długim korytarzem ku słynnemu mostowi. Dopiero stąd widoczna jest panorama wzgórza zabudowanego świątyniami. Ładnie to wygląda. Przy moście wygłaskany byk i "przestrzenna" altana.
Wracam do hotelu. Znów 2 godziny przedzierania się przez miasto. Pół godziny odpoczynku przy herbacie i znów ruszam do centrum. Kręcę się z godzinę po okolicach Tiananmen i udzielam sobie wywiadu (karta 128 MB). Jest ciepły słoneczny wieczór.
Pozostał jeszcze ostatni punkt programu w Pekinie – uliczki Hutongu i zakupy prezentów. Szkoda, że wieczór już zapada, stare uliczki ze sprzedawcami i ruderami zbyt szybko pogrążają się w mroku. Zakupy w Dachilan rozpoczynam od zapoznania się cenami wywoławczymi. Sprzedawcy zaczynają od astronomicznych cen, moja reakcja zmusza ich do jej korekty. Kurtka z "goretexu" z polarem (dla Sergiusza) kosztuje początkowo 380 CNY, później 90 CNY; gdy odchodzę słyszę za sobą 50 CNY. Komplet "artystycznych" pałeczek za 85 CNY kupuję za 10 CNY, plecaczek też zjechał do 10% ceny wywoławczej. Najdłużej męczyła się ze mną Chinka, od której chciałem sukienkę. W końcu uległa mi ;-) Kupuję jeszcze drobiazgi: kosmetyczki, mahjonga itd. Kupowałbym jeszcze i jeszcze, ale poczułem w tym momencie zmęczenie związane z osiągnięciem wszystkich celów. Moja podróż po Chinach dobiegła w zasadzie końca, w Pekinie zobaczyłem również to, na czym mi zależało (odpuściłem sobie zabytkowe parki ze m.in. z Niebiańską Świątynią). I właśnie ta ulga, że wszystko poszło dobrze, sprawiła, że poczułem się taki zmęczony. Robię jeszcze kilka fotek ładnie podświetlonym budynkom wokół Tiananmen i wskakuję do autobusu #66.
Wszystkie rzeczy mam wilgotne i zatęchłe. W tej suterenie nie ma szans, by cokolwiek porządnie wyschło. Wychodzi na to, ze Jinghua Fandian jest dobry na jedną noc, ale by tu dłużej mieszkać – trzeba wybrać cos lepszego niż dorm za 25 CNY.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |