Dzień: [0-1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10] [11] [12] [13] [14] [15] [16] [17] [18] [19] [20] [21] [22] [23] [24] [25] [26] [27] [28] [29] [30]


Frankfurt – Warszawa – Kraków

piątek, 27 II 2015


Zimno w tej Europie! | Pierwsze wrażenia po trampingu | Co dalej?


Rano dolatujemy do Frankfurtu. Witaj Europo! Mamy za sobą trzy odcinki lotu z Goa. Pozostał jeszcze czwarty – do Warszawy, ale to dopiero za parę godzin, odlot jest o 12:30. Na zewnątrz jest zimno, przecież to luty, a kurtki i ciepłe polary są w bagażu odprawionym do Warszawy. Gdyby nie to przeoczenie, może zdecydowalibyśmy się podjechać do Frankfurtu i przejść się po mieście. Jednak ziąb wlatujący przez drzwi do środka hali odlotów skutecznie nas zraża.
– Zdaje się, że włączyli klimę na zewnątrz – mruczę.
Trudno, jakoś przebiedujemy tych kilka godzin na lotnisku, a do Frankfurtu zapewne jeszcze kiedyś polecę. Ostatni etap do Warszawy przebiega bez żadnych przygód. Pozostaje jeszcze przejazd pociągiem do Krakowa.

I to byłoby na tyle, miesięczna odyseja zakończona. Jaki był ten tramping? Jakie wrażenia po powrocie? Mamy prawdopodobnie podobne myśli w tym momencie: dobrze, że ten tramping się skończył! Po prostu był to skomplikowany logistycznie wyjazd obejmujący 13 odcinków samolotem, trzykrotny wjazd do Indii i w sumie pięć krajów azjatyckich, z tego cztery nowe dla mnie. Odwiedzaliśmy kraje bardzo ciekawe i... bardzo duże. Ile byśmy nie mieli czasu na urlop, to i tak to byłby zbyt krótki czas, by dobrze poznać te państwa. I nie mówię tu tylko o gigantycznych Indiach, lecz także o Malezji.

Tym razem zaledwie posmakowaliśmy nieco południa Indii, na samym Borneo można byłoby spędzić wiele tygodni, nie nudząc się w ogóle. Podobnie na Cejlonie. Ale podróżowanie zawsze jest sztuką kompromisów: trzeba się na coś decydować, trzeba z czegoś zrezygnować, trzeba się dopasować, a przede wszystkim należy mieć zdroworozsądkowe podejście. Wszystkiego się nie da. A to, co się da – jest na pewno fantastyczne i niezapomniane! Czy rzeczywiście tak było? Myślę, że nie ma tu wątpliwości: program wyjazdu był tak urozmaicony, tak naładowany, czy wręcz przeładowany różnymi atrakcjami, że wystarczyłoby spokojnie na dwie wycieczki z biurem podróży. Każdy z tych krajów przyniósł nam pewne zaskoczenia i dużo satysfakcji z poznania interesujących rzeczy. W Malezji były to jaskinie Batu i Niah oraz wyspy tropikalne; w Indiach były to niesamowite świątynie w stylu drawidyjskim, pałace a także królewskie święto w Maduraj; w Sri Lance były to spotkania z przyrodą: safari, wejście na Adam’s Peak i pływanie łodzią żaglową. Singapur zaś zachwycił nas nowoczesną architekturą.

Gdy się to wszystko podsumuje, to człowiek się cieszy, że tyle przeżył i doświadczył tylu fajnych momentów. Ale nie da się zapomnieć o różnych trudach podróży: godzinach jazdy w nocnym pociągu czy dziennym autobusie, o zgiełku azjatyckich miast-molochów, o użeraniu się z rikszarzami i taksówkarzami… Te trudne chwile były z pewnością zrównoważone przez obrazy pełne kolorowych tłumów, woni kadzideł i blasku świec wypełniających świątynie oraz odgłosów lasu tropikalnego: śpiewu ptaków i krzyków małp. Myślę, że musimy odetchnąć po tej wyczerpującej podróży, bo teraz przypominamy skonanych zawodników, którzy właśnie minęli linie mety i nie potrafią się jeszcze dość cieszyć z ukończenia zawodów. Z pewnością mojej towarzyszce podróży nieraz zdarzały się trudne i ciężkie sytuacje związane z samym wyjazdem czy też z moją osobą. Ciągle powtarzam, że tramping – nawet dla kogoś z większym doświadczeniem – jest zawsze stresujący. Wynika to z nieprzewidywalności i konieczności podejmowania decyzji w naprędce w różnych okolicznościach. Tu nigdy nie będzie komfortu znanego z biura podróży, kiedy pojawiające się problemy są, co najwyżej, werbalizowane w postaci pretensji kierowanych do organizatora. Ja jednak nigdy dobrowolnie nie zamienię trampingu na objazdówkę z Rainbow czy z Logos Tourem. Tylko samodzielnie zorganizowany tramping przyniesie noclegi u lokalsów i różne przygody.

I co dalej? W tym momencie zupełnie nie wiem, co ześle mi przyszłość, jaki będzie kierunek kolejnego trampingu. Nieustannie z pożądaniem patrzę na Afrykę, ale przecież wciąż jest dużo innych regionów dla mnie jeszcze nieodkrytych. Zobaczymy.

Powrót do Wstępu Powrót do Strony głównej