Dzień: [1] [2] [3] [4] [5] [6]
Plany wyjazdowe | "Może być!" | Wiedeński Belweder | Młodzież wraca do szkoły | Rekonesans w Hofburgu | Maria Teresa uhonorowana | Nocny Wiedeń podoba się nam
– Mówię ci, zapłacisz 70 euro – ostrzegam Renatę, patrząc na jej plecak.
Plecak jest, co prawda, niewielki, ale na oko przekracza dopuszczalne wymiary małego bagażu w Ryanair. Wyjeżdżamy tylko na parę dni, więc z powodzeniem zmieścilibyśmy się z bagażami w jeszcze mniejszych plecakach, ale jak zawsze bierzemy ze sobą trochę jedzenia.
– Jak się będą czepiać, to będę myślała, co zrobić – odpowiada.
– Dobrze.
Parę dni temu przeczytałem, że na krakowskich Balicach mierzono laserowo bagaż (czyli bez wkładania do metalowego stelaża, w którym na siłę da się upchnąć miękki plecak) i wielu pasażerów zapłaciło dodatkową opłatę. Mój plecak jest nieco mniejszy, chociaż wziąłem ze sobą znaczne zapasy kanapek. To kolejny wyjazd, który jest niejako ukłonem w stronę Renaty. Lecimy do Wiednia, a oprócz stolicy Austrii chcemy odwiedzić Budapeszt i Bratysławę. Wracać będziemy – z przystankami – przez Słowację. Dodatkową atrakcją będzie jednodniowy wypad nad Balaton. Są to dla mnie znane miejsca, odwiedzę je powtórnie lub po raz trzeci. Ale zawsze będzie okazja zobaczyć coś nowego lub odświeżyć sobie pamięć. Ostatni raz w Wiedniu byłem w 2018 roku na weekendowej wycieczce, której głównym celem był pałac Schönbrunn. Budapeszt i Bratysławę odwiedziłem z Sergiuszem w 2014 roku.
Na Balicach jesteśmy o 15:00. Z przykrością odnotowują my, że źródełko z wodą pitną jest zepsute, trudno jakoś przetrzymamy ten godzinny lot.
Na lotnisku Schwechat w Wiedniu dłuższą chwilę spędzamy przed automatem analizując cenę biletów pojedynczych i 24-godzinnych. Wychodzi na to, że Wiedniu ogarniemy przy pomocy biletu za 12,2 euro plus pojedynczy bilet na dworzec za 2 dni. Droga kolejką na główny dworzec kolejowy w Wiedniu zajmuje nam około 25 minut. Odszukujemy informację i upewniamy się, że 24-godzinny bilet działa w lokalnych pociągach, metrze, tramwajach i autobusach na terenie miasta.
Kierujemy się na przystanek linii 18 i wsiadamy.
– Trochę byle jakie to metro – zauważa Renata.
– Bo to chyba nie metro, tylko podziemny tramwaj.
Tak jest faktycznie. Po przejechaniu dwóch przystanków wyjeżdżamy na powierzchnię. Przy okazji odnotowują zauważam lokalną ciekawostkę skrzyżowanie linii tramwajowych podziemne skrzyżowanie linii tramwajowych. Wysiadamy przy Margaretengürtel. Do naszego hotelu przy Schönbrunner Str. 203 mamy około kilometra. Dzielnica jest niezbyt ciekawa, chociaż jesteśmy zadowoleni z lokalizacji noclegu.
– Będziemy mieć blisko do pałacu Schönbrunn – stwierdziliśmy.
Hotel czy też hostel mieści się na podwórku za odrapaną bramą.
– Poczekaj, muszę znaleźć kod do skrytki z kluczami – mówię, stając przed skrytkami na klucze.
Gdy otwieram pocztę w komórce, wychodzący z korytarza Murzyn pyta mnie o nazwisko. Imigrant z Afryki, jak się okazuje, pracuje tu od roku. Do dyspozycji mamy pokój z kuchnią łazienką i WC. Renata sprawdza czystość pościeli i stwierdza:
– Może być.
– Szkoda tylko, że na parterze – zauważam i dodaję: Wypijemy kawę i idziemy.
– Ja mogę od razu.
Słusznie. Nie ma co tracić czasu, wkrótce się ściemni.
Podjeżdżamy tramwajem na przystanek Wien Quartier Belvedere, stąd najbliżej mamy do wiedeńskiego Belwederu (Schloss Belvedere).
– Wiesz, jak przez mgłę przypominam sobie, że już tu byłem – mówię, gdy stajemy przed piękną, kutą bramą prowadzącą do pałacowych ogrodów.
Tak, to był rok 2014, gdy wracając z Sergiuszem z Nowej Zelandii "uciekliśmy” z samolotu w Wiedniu, by skrócić powrót do Krakowa (bilety mieliśmy kupione do Pragi). Wybraliśmy się wówczas wczesnym rankiem na krótki spacer po mieście w oczekiwaniu na odjazd PolskiegoBusa. Tym razem brama jest otwarta, możemy wejść do środka.
– Te ogrody bardziej mi się podobają niż wokół pałacu Miramare pod Triestem – stwierdza od razu Renata.
Ale i tak nie są idealnie utrzymane. Widoczny w oddali XVIII-wieczny pałac zaprojektowany został przez Johanna Lucasa von Hildebrandta, nadwornego architekta, który zrealizował wiele budynków, między innymi kościół św. Piotra w Wiedniu, który jutro obejrzymy i Dom Pod Złotym Orłem (Haus Zum Goldenen Adler) na rynku we Wrocławiu (obecnie mieści się tu Karczma Lwowska). Belweder jest olbrzymią budowlą w stylu barokowym oddzieloną od tzw. Belwederu Dolnego (Unteres Belvedere) dużym ogrodem w stylu francuskim. Bez dwóch zdań pałac może się podobać. Długi, trzypiętrowy budynek z białą elewacją i dachem pokrytym patyną ozdobiony jest attyką z szeregiem rzeźb przedstawiających mniej lub bardziej ubrane kobiety i pary. Fronton nad czterokolumnowym portykiem jest również bogato zdobiony, a złocony medalion z cesarskim godłem na tympanonie otoczony jest marmurowymi lwami. Zresztą pomników i rzeźb jest tu mnóstwo. Nie tylko w postaci kobietolwów i pomników konnych, które ustawiono przed wejściem, ale również całego szeregu herosów, bogiń, amorków i muz, które za chwilę oglądać będziemy w ogrodzie. Nie sposób jednak nie skomentować wspomnianej pary sfinksów: mają nie tylko głowę kobiecą, ale i obnażone piersi, I co najdziwniejsze, zamiast dłoni – jakieś łapy. Czy cesarzowej Marii Teresie podobały się te rzeźby? Nie mam pojęcia. Ale z pewnością cesarskiej rodzinie mieszkało się tu dobrze. Kilkadziesiąt, a może i setka pokojów i sal to dość, by nie wchodzić sobie w drogę i urządzić zgodnie ze swoimi upodobaniami. Pałac pozostawał rezydencją Habsburgów do czasów I wojny światowej. Ostatnim właścicielem był arcyksiążę Franciszek Ferdynand. Dziś mieści się tu muzeum, ale nie będziemy wchodzić do środka.
Mijamy spory staw (Große Bassin) o wyszukanym kształcie i obchodzimy obchodzimy budynek wokół. Przed nami główna część XVIII-wiecznego ogrodu. Aleje spacerowe ozdobione są równo przystrzyżonymi stożkowatymi tujami i biegną wśród kwitnących wciąż rabat przez wielopoziomowy teren. Opadający w stronę Dolnego Belwederu. Podobają się nam liczne fontanny i pomniki. Marmurowe atlanty i kariatydy podtrzymują wielkie muszle wypełnione wodą, marmurowi herosi walczą z krokodylami i innymi gadami, marmurowe nimfy pluskają się w sadzawkach, marmurowe dzieciaki trzymają w dłoniach swe zabawki, a marmurowe muzy grają na swych instrumentach. Na ławkach randkują młodzi Austriacy, turyści fotografują te miłe dla oka widoki.
– To teraz kierunek: opera – proponuję.
– Daleko to jest?
– Kilometr, ale podjedźmy tramwajem skoro mamy kupione bilety.
Przejeżdżamy obok kilku reprezentacyjnych budynków, między innymi Wiener Musikverein z salą koncertową znaną z bogatego programu występów miejscowych i międzynarodowych artystów, Albertina Modern, w którym się mieści muzeum sztuki współczesnej, i wysiadamy przy Karlsplatz. Dwa kroki dalej znajduje się Wiener Staatsoper.
Jestem tu po raz kolejny i tym razem nie będzie okazji zajrzeć do środka, nie mówiąc o słuchaniu sławnych arii stworzonych przez austriackich kompozytorów. Ograniczamy się tylko zerknięcia do jasno oświetlonego holu. Prowadzą stąd marmurowe schody na piętro, na którym ustawiono figury siedmiu sztuk wyzwolonych dłuta Josefa Gassera a ściany ozdobiono malarskimi alegoriami oper i baletu. No, cóż: większość oper – łącznie z La Scalą w Mediolanie, Royal Opera House w Londynie i Operą w Sydney (poza holem dostępnym dla publiczności) oglądałem jedynie z zewnątrz. To samo zresztą dotyczy sławnych europejskich teatrów.
Sam budynek jest bardzo interesujący. wybudowany w stylu neorenesansowym (1869 r.). Trudno go fotografować, gdyż znaczna jego część tonie w popołudniowym cieniu, a dodatkowo przewody trakcji tramwajowej psują widok. Przechodzimy teraz obok muzeum sztuki współczesnej (Heidi Horten Collection) i przez niepozorną bramę dostajemy się na Goethegasse. Tu znajduje się duży park miejski (Burggarten), a obok wyglądający na pałac dużych rozmiarów biały budynek. Początkowo uznaję, że jest to jakaś szkoła lub uniwersytet, gdyż stoi przed nim tłum młodzieży. Młodzi Austriacy ubrani są "po szkolnemu": granatowe garnitury, czarne spódnice, białe koszule i bluzki. Stoją w niewielkich grupkach i z entuzjazmem opowiadają o swoich wakacjach. Dziś przecież rozpoczęcie roku szkolnego. Park okupowany jest również przez głównie młodych ludzi, którzy rozłożyli się na kocach lub na trawie i grzeją się w promieniach popołudniowego słońca.
– Podoba mi się tu – mówię i robię im zdjęcia.
– Mnie też zrób! – dopomina się dziewczyna.
Zawsze uśmiecham się do tych luzackich scenek, kiedy to miejskie parki lub trawniki zajęte są przez mieszkańców. Pamiętam swoje zdziwienie graniczące z oburzeniem, gdy na swoim pierwszym autostopie zobaczyłem młodych ludzi rozłożonych na trawie w centrum Brukseli. W Polsce były to czasy, kiedy każdy skrawek zieleni był zaopatrzony w tabliczkę „Nie niszczyć zieleni”, a jedynym "legalnym" miejscem w Krakowie do opalania się były Błonia.
Zaglądamy jeszcze do oranżerii obok, urządzono tu restauracją (Brasserie Palmenhaus Wien). No cóż, to nie miejsce dla nas. Sprawdzam na Maps.me, że "szkolny" budynek, przy którym stoimy to tylna część pałacu Hofburg.
– Chciałabym zobaczyć ten pałac, a dokładniej bibliotekę, o której ci mówiłam w Krakowie – mówi Renata.
– Dziś chyba za późno na bibliotekę.
– Tak. Ale sprawdzimy, gdzie jest i w jakich godzinach otwarta.
Wiem, że powinniśmy dobrze zaplanować jutrzejszy dzień. Rano wybieramy się do pałacu Schönbrunn, później będziemy zwiedzać resztę miasta.
Hofburg to spory kompleks pałacowy, wielokrotnie przebudowywany i rozbudowywany w ciągu 600 lat. Półokrągły budynek krużgankami na wyższej kondygnacji, przed którym stoimy to Neue Burg. Ponieważ jest już wieczór, pałac jest ładnie podświetlony, ponad wejściem widoczny jest balkonik z dwiema figurami, a wyżej, ponad fryzem z trudną do odczytania teraz inskrypcją umieszczono olbrzymiego orła. Przed budynkiem na placu Heldenplatz znajduje się natomiast pomnik konny księcia Eugeniusza Sabaudzkiego (Prinz Eugen von Savoyen). Niestety nie ma warunków do zrobienia dobrych fotografii, a szkoda, gdyż ten wybitny dowódca wojskowy odnosił same sukcesy, walcząc z Turkami Francuzami. Wchodzimy do środka i w zamkniętych już o tej porze kasach uzyskujemy informacje o aktualnych cenach i godzinach otwarcia biblioteki.
Kierujemy się teraz w stronę zachodnią. Tu kolejny konny pomnik – tym razem Karola I Habsburga. Trzeba przyznać, że następca cesarza Franciszka Józefa umiał kolekcjonować tytuły: kazał się tytułować nie tylko cesarzem Austrii, ale i apostolski król Węgier, król Czech, Dalmacji, Chorwacji, Slawonii, Galicji, Lodomerii i Ilyrii, król Jerozolimy etc etc. arcyksiążę Austrii, wielki książę Toskanii i Krakowa, książę Lotaryngii, Salzburga, Styrii, Karyntii, Krainy i Bukowiny, wielki książę Siedmiogrodu, margrabia Moraw, książę Dolnego i Górnego Śląska, Modeny, Parmy, Piacenzy, Guastalli, Oświęcimia i Zatoru, Cieszyna, Friaul, Raguzy i Zary, uksiążęcony hrabia Habsburga i Tyrolu, Kyburga, Goricy i Kradiski, książę Trydentu i Brixen, margrabia Łużyc Dolnych i Górnych oraz Istrii, hrabia Hohenembs, Feldkirch, Bregencji, Sonnenebergu, pan Triestu, Cattaro i Marchii Wendyjskiej, wielki wojewoda województwa Serbii, etc., etc. Długo się nie napanował, skończyła się pierwsza wojna światowa, „ustąpił” z tronu, a przy okazji niepodległość odzyskały Polska, Węgry, Chorwacja i powstała Czechosłowacja.
Ćwierć kilometra dalej znajduje się duży Plac Marii Teresy (Maria-Theresien-Platz). Chociaż jest już noc i oświetlone są tylko fragmenty fasad budynków wokół, to widać idealną symetrię tego miejsca. Przy dwóch dłuższych bokach placu znajdują się identyczne XIX-wieczne budynki: Kunsthistorisches Museum mieszczące zbiory sztuki i antyki eksponowane w pełnym przepychu wnętrzu, oraz Naturhistorisches Museum z pokaźną kolekcją okazów – od szkieletów dinozaurów po meteoryty. Plac zakończony jest zabudowaniami Museumsquartier, sporego kompleksu muzealnego. Sam plac natomiast podzielony jest na cztery kwartały z fontannami oraz centralnym pomnikiem Marii Teresy (Maria-Theresien-Denkmal). Panująca przez 40 lat „matka” Austrii została uhonorowana naprawdę monumentalnym pomnikiem z brązu. Dość powiedzieć, że nad niemal 20-metrowym pomnikiem przez 13 lat pracował niemiecki rzeźbiarz Kaspar von Zumbusch z ekipą. Cesarzowa został upamiętniona na tronie, w lewej ręce dzierży berło i zwój zawierający traktat państwowy i konstytucyjny, prawą dłonią uprzejmie wita swych poddanych. Cztery postacie kobiece siedzą na gzymsach wokół tronu jako alegoryczne ucieleśnienia 4 kardynalnych cnót: sprawiedliwości, siły, łagodności i mądrości. Ale to nie koniec! Poniżej ustawiono pomniki osób, dzięki którym Maria Teresa utrzymała swą władzę tak długo: księcia Wenzela Antona von Kaunitza (inicjatora I rozbioru Polski), hrabiego Friedricha Wilhelma von Haugwitza (zwolennika kameralizmu), księcia Josefa Wenzla von Liechtenstein (wybitnego dowódcy) oraz Gerarda van Swietena, osobistego lekarza cesarzowej. Dodatkowo na płaskorzeźbach przedstawiono kilkanaście innych ważnych osobistości żyjących w tamtych czasach. I jakby tego było mało, dodano cztery konne pomniki przestawiające najważniejszych dowódców wojskowych. Można powiedzieć, że pomnik może być podręcznikiem historii Austrii i z pewnością wiedeńskie dzieciaki są tu zaciągane przez rodziców i nauczycieli.
Zaglądamy jeszcze do Kwartału Muzealnego, tu fotografuję Teatr Ludowy (Volkstheater) i wykręcamy w stronę austriackiego Parlamentu (Parlament Österreich). Neoklasycystyczny budynek z końca XIX wieku został zaprojektowany przez Duńczyka Theophila Hansena i przypomina świątynię grecką z 8-kolumnowym portykiem. Ponad nim fronton z kilkunastoma rzeźbami przedstawiającymi różnych ludzi, akroterionem i austriacką flagą. Zatrzymujemy się na chwilę przy pomniku przed fontanną Ateny, by sfotografować parlament a następnie podchodzimy pod ratusz (Wiener Rathaus). Muszę przyznać że ta neogotycka budowla robi wrażenie dzięki fenomenalnemu podświetleniu. Iluminowane są wąskie, zakończone ostrym łukiem okna, zwieńczenie czterech wieżyczek i tarcze zegarowe. Umieszczony na czubku wysokiej wieży posąg Rathausmanna skrywa natomiast mrok nocy.
– Chyba już wrócimy do domu? – zwracam się do Renaty.
– Tak, wystarczy na dzisiaj.
– Jak ci się podobał Wiedeń?
– Podobał. I cieszę się, że jutro zobaczę pałac Schönbrunn.
– Szkoda, że nie mogliśmy dziś wchodzić do tych wszystkich budynków – mówię. – Zobaczyć te piękne wnętrza w budynku opery, muzeów i parlamentu.
– Szkoda. Ale wszystkiego mieć nie można.
Mi również Wiedeń się podoba. Przede wszystkim imponuje niezwykłą wprost liczbą atrakcyjnych reprezentacyjnych budynków. Warszawa czy Kraków w porównaniu ze stolicą Austrii wypadają blado. Chociaż dominuje tu (przynajmniej dziś) architektura XIX-wieczna, to miasto nic nie traci na atrakcyjności. Wszystko dzięki, „otwartości” tego wieku na różne style. To przecież dzięki historyzmowi rozwinęły się takie style jak neoromanizm, neorenesans, neobarok, neogotyk i w końcu neoklasycyzm, których liczne przykłady dziś spotykaliśmy.
Wsiadamy teraz na pobliskiej stacji kolejki wsiadamy do metro i podjeżdżamy na stację Längenfeldgasse w okolice naszego noclegu. Kolacja i do spania.