Dzień: [1-2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10] [11] [12] [13] [14] [15] [16] [17] [18] [19] [20] [21-22]
Podróż daje się nam we znaki | Katedra i Gustaviarium | Czas mija powoli...
A więc jeszcze jedna noc przeżyta jako-tako. Herbatka, upychanie śpiworów, marszobieg w kierunku dworca. Jesteśmy już chyba obydwoje zmęczeni tym podróżowaniem. Coraz częściej myślimy o gotowanych ziemniakach, sałatce z pomidorów, lodach, wspólnej kąpieli, spaniu bez stresów. Często w czasie dnia kleją mi się oczy, nogi same zmierzają ku zbawczemu krzesłu w muzeum.
Dziś Uppsala – miasto tak ważne dla Szwedów jak Turku dla Finów czy dla nas Kraków.
Katedra – piękna, czerwona bryła zazieleniona rusztowaniami na wieżach, jest niezbyt fotogeniczna,
udaje mi się zrobić zdjęcia dwóch portali i kamienia runicznego nieopodal.
Tuż obok jest Gustaviarium ze swymi czterema muzeami – najbardziej podoba mi się Theatrum Anatomicum – niewielka salka, gdzie od dwustu lat studenci mogą się przyglądać ze stromych ławek jak się kroi ludzi.
Staramy się wytracić czas. Nasz pociąg do Storlien odjeżdża dopiero o 23:00, zaś Uppsala jest zbyt małym miastem (tzn. jej ciekawsza część), by chodzić ulicami przez 10 godzin. Idziemy do Ogrodu Botanicznego założonego przez Linneusza. Siadamy na ławeczce z boku; Sylwia zaczyna przechadzać się między marchewką i wawrzynem, zaś ja wypróbowuję kolejną mielonkę. Podgryzam również passion fruits z Zimbabwe i inne dziwne owoce z Kolumbii – Sylwia stwierdza: "nie ma jak polskie jabłka".
Idziemy na zamek uprzedzeni przez przewodnik, że rozczarowuje. Nie sprawdzamy, gdyż zostajemy
rozczarowani ceną – 30 SEK! Schodzimy w stronę "naszego" parku z darmowym wychodkiem i urządzamy sobie majówkę między kwitnącymi grążelami na sztucznym jeziorku. Sylwia uzupełnia pamiętnik karmiąc od czasu do czasu sikorkę. Czas mija powoli.