Dzień: [1-2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10] [11] [12] [13] [14] [15] [16] [17] [18] [19] [20] [21-22]


Kraków – Świnoujście – Ystad

czwartek-piątek, 1-2 VII 1993


Wagon sypialny | Ludzie i promy | Witaj Szwecjo | Nocleg w Sandskagen


Pamiętasz? Wszystko toczyło się w zwolnionym tempie. Mieliśmy dużo czasu na spakowanie się, pójście na dworzec. Nie zapomnieliśmy niczego, nie goniliśmy ruszającego pociągu. Wszystko dzięki temu, że kotłowało się w Tobie. Byłeś bardzo przejęty. Tak to czułam. I chyba niepotrzebnie męczyły Cię emocje.
W pociągu usadowiliśmy się na środkowych półkach (bo to są półki, a nie łóżka?) a właściwie na jednej wspólnej. Wreszcie! Wreszcie mogłam się do Ciebie przytulić. Wyjechaliśmy o 20:12 i do Katowic mogliśmy wykorzystać to, że byliśmy w przedziale sami. I wykorzystaliśmy, czego nie będę Ci przypominać, bo takich przeżyć się nie zapomina. Potem wsiadła mama z dzieckiem (jak na mój gust robiło zbyt wiele hałasu) i pulchna para (sympatyczna i bardzo śląska)

21 dniowy bilet Nordturistu 1760 SEK

O 7:35 byliśmy w Świnoujściu. Na prom musieliśmy poczekać do 12:00. Wykorzystałeś ten czas, by zrobić sobie boską fryzurkę. Bardzo mi się w niej podobasz.

Wystraszyłeś się, kiedy młody, uroczy celnik zdecydowanie oświadczył, że mój paszport jest nieważny. Podpisałam się i już! Niektórzy mówią na mnie per "stresor"; coś chyba w tym jest.
Podreptaliśmy w stronę olbrzymiego, wodnego miasta. Wielu Polaków wydawało się stałymi pasażerami promu. Ale na mnie "Nieborów" zrobił ogromne wrażenie. Był wielki do nieba, taki ogromny kocioł. Czułam się jak dziecko przy ziejącym Smoku Wawelskim. A w środku trochę jak na dworcu, trochę – jak nocą na Floriańskiej. Czyli gwarno i rozrywkowo. Poczułam naszą wyższość wśród tych ludzi obwieszonych złotem, wydzierających się, wymądrzających się (zwłaszcza na temat robienia interesów) i bez obciachu śmiejących się w głos. Kiedy sama tak się zachowuję, czuję się swobodna; z zewnątrz spostrzega się to jak zwyczajne pozerstwo, a wszelką powściągliwość i opanowanie – jak klasę. Teraz wiem, co to znaczy człowiek z klasą. To człowiek taki jak Ty, Piotrze. Zachowujący się normalnie, bez zahamowań, a jednocześnie na tyle powściągliwie, by nie drażnić, nie narzucać swego sposobu bycia.
M/s Nieborów Na pokład wylegli ludziska na leżaczkach. Grzali swoje ciałka. A nasz polski ląd został sobie, oddalaliśmy się coraz bardziej, powoli, płynnie. Niemal bez powodu wodne miasteczko przesuwało się coraz bardziej na pełne morze, a wraz z tym rodziła się we mnie jaka tęsknota: za tym, co przemija? Czy za tym, co będzie?
O nie! Na pewno nie za tym, co zdarzyło się na godzinę przed dotarciem do Ystad. Nie wspominajmy może tych chwil spędzonych w ubikacji z powodu trudnego przeżycia o wdzięcznej nazwie "choroba morska".

O 19:00 było już po wszystkim. Ugrzęźliśmy chwilowo w kolejce. Grupa młodych, przystojnych, szpanerskich piłkarzy jeszcze raz udowodniła mi jak zewnętrzne plusy napawają ludzi pewnością siebie, a tym samym zwalniają ich od pracy nad sobą. Czytałam kiedyś, że polski intelektualista jeździ maluchem. Dziwne uogólnienie – myślałam wtedy. Ale, że pieniądze mają przede wszystkim prostaki to fakt.
Piotrze, znowu mnie oczarowałeś. Tym razem znajomością angielskiego. Dziękuję Ci, że w rozmowie ze szwedzkim celnikiem (równie młodym i uroczym jak Polak) używałeś znanych mi słów. Ale na taką odwagę wyduszenia z siebie słowa chyba jeszcze jakiś czas się nie zdobędę. W szkole mówiąc, przestaję się już czerwienić, bo cała grupa z zachwytem obserwuje (bo nie wsłuchuje się) mnie. Ale przy Tobie to jestem głąb kapuściany!
W każdym razie dzięki Twojej odwadze i inteligencji możemy wdepnąć na szwedzki ląd. W ogóle musisz wiedzieć, że jesteś przyjemniejszym podróżnym od innych byłych socjalistycznych, bo można się z Tobą dogadać (takie ja odnoszę wrażenie), a dla mnie jesteś przyjemny, bo nie jest to dla Ciebie co szczególnego. Nie zadzierasz nosa z tego powodu, że jesteś normalny, że masz klasę. Chyba właśnie dlatego.

Ystad – czyżby miało padać przez 3 tygodnie? Ponieważ na dworcu wszystko było pozamykane i miasteczko chyba szło już spać, udaliśmy się ociężale (po tej promowej pucowance żołądkowej plecaki były cięższe, niż ich rzeczywista waga) na camping. Pół godziny człapaliśmy do Sandskagen. Trzy gwiazdki trochę nas przeraziły, ale w rezultacie zapłaciliśmy 70 koron.
Bardzo miłe, czyste miejsce. Spodobali mi się ludzie spokojni, czyści, lubiący komfort z naturą. Cywilizację traktują zwyczajnie. Tak, jak korzysta się z butów, bo są potrzebne, wygodne. Nie mają szpanerskich manier, nie korzystają ze wszystkiego po to, by to wykorzystać. Dbają o środowisko i inne wspólne rzeczy jak kulturalny, mądry Polak. I jak taki rozmawiają ze sobą. Nie są w ogóle wylewni. Po prostu każdy robi to, co do niego należy, nie wtrąca się do innych. Nie zwraca uwagi i nie zagaduje z sympatii, z ciekawości itp. Jest to przyjemne w użyciu. Już dwa dni bez kłótni, bez tego obrzydliwego słowa k... (to chodzi o innych, nie o nas!), za to w wygodnej domowej czystości. Przesadziłam! W domu mam czystą umywalkę i muszlę, jeśli mam czas, żeby ją wypucować.


Następny dzień Powrót do Wstępu Powrót do Strony głównej