Dzień: [1-2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10] [11] [12] [13] [14] [15] [16] [17] [18] [19] [20] [21-22]


Kopenhaga – Rungsted

poniedziałek, 19 VII 1993


Zwiedzamy kolejną, czwartą stolicę | Czym zbulwersować Duńczyków? | Na plaży


Kopenhaga – Nyhavn

W poniedziałek oczekiwaliśmy (szczególnie Sylwia) Kopenhagi, jako miasta, które wywrze na nas dobre wrażenie. Istotnie, pierwszy rzut oko przyniósł widok ruchliwej, nowoczesnej stolicy z pięknymi zabytkami (ratusz). Cóż, zagłębiając się coraz głębiej w City, musieliśmy przedzierać się przez tłumy turystów wlokących się przez Stroget, obżerających się lodami, ciasteczkami (działało to na nas deprymująco) a w dodatku pozbawionych tak elementarnych rzeczy, jak plecaki(??!).
Christianoborg podobał mi się – i owszem. Kopenhaga – Stroget O ile jednak może się jego obraz w mojej pamięci wymieszać z obrazami innych pałaców, to na pewno zapamiętam podziemną trasę po ruinach zamku stojącego przed wiekami w tym miejscu.
Zdenerwowała nas wędrówka po kościołach – wszystkie okazały się zamknięte, a jedyny otwarty zawierał kolekcję rzeźby abstrakcyjnej. Mnie podobały się najbardziej kamienne poduszki, Sylwii rzeźby bliżej nieokreślone w kształcie (ale określone w wyobraźni).

Później czekał nas długi spacer do Rosenberg Slot z pięknymi ogrodami, gdzie bulwersowałem dostojnych gości (turystów z Europy Zachodniej) czynnościami takimi jak: krojenie chleba, otwieranie konserwy mięsnej – mielonki, jedzenie kanapek ze ścierki (obrusu).
Widzieliśmy po drodze wiele jeszcze ciekawych miejsc – choćby kopenhaską Syrenkę, czy fontannę Gefion, ale byliśmy zbyt wykończeni hałasem, tłumem i ciężarami (a zapewne i ostatnimi dniami), by wszystko to, co znajdowało się wokół mogło w pełni dotrzeć do naszej świadomości. Gdy w końcu Sylwii nie chciało się przejść na drugą stronę ulicy, by zajrzeć do sławnego sklepu z tytoniem – uznaliśmy, że trzeba jak najszybciej uciekać z tego miasta. Odebraliśmy bagaże pozostawione w Use It i pojechaliśmy podmiejskim pociągiem w kierunku Helsingor.

Kopenhaga – Fontanna Gefion Znaleźliśmy się na plaży w Rungsted, gdzie oprócz kilkuset jachtów w porcie, widoków zbawczego brzegu Szwecji, mew-złodziejek i napawających nadzieją na nocleg okolicznych lasów, niczego właściwie nie było. Oczywiście oprócz samego morza, nad którym Sylwia mogłaby i chciałaby przesiedzieć cały dzień.
Wieczorem, przed rozbiciem namiotu natrafiliśmy na spory kawałek z malinami; tak więc kolację mieliśmy z głowy. Do snu usypiały nas przelatujące pociągi do Kopenhagi o godzinie X.07, X.37 i do Helsingor X.26, X.56. Kopenhaga – Frederikskirchen


Następny dzień Powrót do Wstępu Powrót do Strony głównej