Dzień: [1-2] [3-4] [5] [6] [7] [8] [9] [10] [11] [12] [13] [14] [15] [16] [17] [18] [19] [20] [21] [22] [23] [24] [25] [26-27-28]
Czy zdążę w 1 dzień? | Great Temple | Monastyr
Wstajemy o 7:00. Trzy piętra w dół do toalety, trzy piętra w górę na dach. Jedziemy gratisowym autobusem do Petry. To tylko trzy kilometry dalej, ale komu by się chciało chodzić? 20 JOD mniej w kieszeni i jesteśmy za bramką. Od razu odłączam się od grupy i wysuwam na prowadzenie. Przeciskam się przez Siq – wąski wąwóz o imponujących ścianach. Tamten wąwóz w Maalouli to małe piwo w porównaniu z tym kanionem. W końcu wyłania się świątynia zwana Skarbcem. Widok jest oszałamiający, a przecież to dopiero początek zwiedzania Petry. Wychodzę na rozległą przestrzeń doliny, wokół mnie wszędzie można dostrzec groty i świątynie wykute w skałach. Różowo-czerwony kolor skał nadaje specyficzny charakter okolicy. Podoba mi się, lecz bardziej mnie oczarowała biel kolumn w Palmirze.
Zwiedzam Wielką Świątynię a raczej to, co z niej pozostało, rozmawiam z amerykańskim archeologiem prowadzącym tu wykopaliska od lat.
Łaźnie nabatejskie to według niego "Just an imagination". Zachęca mnie do oglądnięcia Monastyru i Ścian Bizantyjskich. Zaglądam do świątyni al Bint i muzeum a następnie wspinam
się do Fortu. Niepotrzebnie, jak się okazuje, bo nic tu już nie pozostało. Rekompensuję sobie wspinaczkę w palącym słońcu wspaniałym widokiem na Petrę. Czy zdążę to wszystko zobaczyć
w ciągu 1 dnia? Napycham pudełka po filmach różnokolorowym piaskiem – może spróbuję w Krakowie też nasypać ładny wzorek do butelki tak, jak to robią Jordańczycy? Doliną pełną
kwitnących krzewów docieram do centrum turystycznego przy muzeum.
Siadam w grocie naprzeciw stada kóz skubiących niewidzialną trawę i gotuję herbatę. Akurat nadchodzi Beata (ma wyczucie dziewczyna!), jemy razem lunch. Idziemy do Monastyru, podobno największej atrakcji Petry. Stroma droga wiedzie wśród skał pokrytych pięknymi naciekami przypominającymi czekoladę wylaną na tort. Odpoczywamy chwilę na skalnej półce mając przed sobą V-kształtną dolinę z Grobami Królewskimi na horyzoncie. Jest i Monastyr. Tak, to się musi podobać! Siedzimy z pół godziny przed świątynią i kontemplujemy widok. Jemy i pijemy, ale w końcu czas na powrót. Kolejny odpoczynek przy kolumnadzie. Żar leje się z nieba. Zastanawiam się, czy w języku arabskim istnieje słowo
"chmura"? Wstępuję do Grobów Królewskich. W świątyni Urn dokonuję małego odkrycia. To tutaj
Arabowie po dniu handlowania trzymają w jednym z pomieszczeń niezabezpieczone wyroby rękodzielnicze: srebrne bransolety, wisiorki itd. Przed powrotem do hotelu wstępujemy do Pizza Hut. Jakie to urocze i oryginalne – zjeść pizzę w Jordanii! Wieczorem wycieczka do miasta na piwo – rzadkość w tym kraju.