Dzień: [1-2] [3-4] [5] [6] [7] [8] [9] [10] [11] [12] [13] [14] [15] [16] [17] [18] [19] [20] [21] [22] [23] [24] [25] [26-27-28]


  Okuz altinda buzagi aranmaz                 Nie szukaj cielęcia pod bykiem        

Göreme – Uçishar – Ihlara – Avanos – Göreme

niedziela, 30 VII 2000


Facet wciska kit | Mazowsze w Dolinie Ihlary | 'Is it your size?' | Turek wyrzuca nas z kempingu


Dolina Ihlary

Dziś w planie całodniowa, 240-kilometrowa wycieczka po okolicy. Korzystamy z pierwszego lepszego przedstawiciela biura turystycznego, czyli "frienda" chłopaka z kempingu (24 $). Jedziemy w towarzystwie głównie młodzieży z dalekiej Korei, zaś autokar ma "turkish air condition", czyli otwarte drzwi.
Zatrzymujemy się nad Doliną Gołębią, przewodnik opowiada dzieje Kapadocji: te geologiczne, archeologiczne, historyczne i współczesne. Facet wciska nam typowe "tourist stories", jak np. o tym, że konie rodziły się w pieczarach i przez 1 rok nie widziały słońca – stąd ich późniejszy temperament. Albo, że od iluś tam lat nikt już nie mieszka w grotach, podczas gdy Fatima ewidentnie mieszkała cały rok (mówiła o ogrzewaniu drewnem zimą). Karawanseraj
W Derinikuyu schodzimy do podziemnego miasta. Ogarnia nas przyjemny chłód. Przewodnik opowiada o tym miejscu, znów chyba przesadzając. Nie wierzę w 50 m głębokości na tzw. 8 poziomie. Mnie osobiście Derinikuyu się podoba, Beata ma skrzywioną minę ("A w Czechach to ja widziałam..."). Imponująca jest liczba i zasięg korytarzy, aczkolwiek, jak przypuszczam, kucie w tej miękkiej skale było łatwiejsze, niż nam się wydaje. Dziwi mnie niestaranność wykonania ścian i przypadkowość planu korytarzy. Wrażenie wywierają kanały wentylacyjne. Po zejściu do tzw. kaplicy, wyrażam powątpiewanie co do funkcji Confession Place. Według przewodnika w wąskim, półokrągłym korytarzu przystępowało się do spowiedzi. Hm...

Zwiedzanie doliny Ihlary poprzedza kupienie biletów. Wstępy są na szczęście wliczone w cenę wycieczki. Przy okazji konstatuję, że indywidualni bez problemów mogą wejść wkręcając się do grupy. Wejście do doliny robi wrażenie: pionowe, brązowe ściany kanionu i zielony dywan roślinności zaścielający dno pięknie wyglądają w promieniach południowego słońca. Zwiedzamy kościółek w grocie a następnie zagłębiamy się w zielonej gęstwinie – płynie tu całkiem spory strumyk. Czuję się jak na Mazowszu: to chyba przez te polskie wierzby pochylające się nad wodą...
Zbliżamy się do najważniejszego punktu wycieczki – tak przynajmniej odczuwa to mój żołądek – czyli do obiadu w restauracji. Cztery dania do wyboru, decyduję się na sheish kebab podawany na półmetrowych szpikulcach.
Czas na Karavanseraj – motel dla podróżników sprzed wieków. Niezbyt uważnie słucham przewodnika, jestem już zmęczony. Najważniejsze, że mury są dość wysokie, by dać nam cień na dziedzińcu.

 Przedostatnim punktem naszej miniobjazdówki jest Avanos – miasteczko słynne z wyrobów glinianych garnków i porcelany. Wiadomo, o co chodzi: pod pretekstem przedstawienia technologii wykonywania przedmiotów z onyksu i gliny, prowadzi się turystów do zakładu garncarskiego, a następnie sklepu z miejscowymi wyrobami. Oglądamy jeden duży sklep z onyksem, srebrem i złotem – małżeństwo kupuje kolejne drobiazgi, później w garncarni przyglądamy się powstawaniu czajnika do herbaty. Za kołem garncarskim ubrawszy się w przyduże spodnie ochronne ("It's not my size!") zasiada dziewczyna z wycieczki. Samodzielnie usiłuje uformować garnek. Początkowe stadium – olbrzymi fallus rodzi mój okrzyk "Is it your size?". Zgromadzeni wokół turyści wybuchają gromkim śmiechem.
Personel sklepu z nadzieją patrzy na kolejną wycieczkę zwiedzającą (to dobre określenie) sklep. Okazuje się, że nie tylko nasza grupa jest powściągliwa w wydawaniu pieniędzy.
Jedziemy na zachód słońca. Trzeba przyznać, że objazd jest zorganizowany perfekcyjnie. Na skałę z pięknym widokiem na słońce zapadające za odległe szczyty docieramy dokładnie na 5 minut przed zachodem. Pamiątkowe zdjęcia i wracamy. Pamiątkowe zdjęcie i wracamy...

Na kempingu wieje wieczorem dokuczliwy wiatr. Kolejno Andrzej, ja, Beata i Darek przenosimy się z górnego tarasu w dół w ślad za małżeństwem. Właściciel kempingu rzuca się o ciągłe zmiany, o nie gaszenie zbędnego oświetlenia. Prawie śpimy, gdy Darek oświadcza, że o 8:00 rano mamy się wynosić. "Dobrze wiecie, dlaczego!" – to stwierdzenie wyraźnie sugeruje moją i Beaty winę...


Następny dzień Powrót do Wstępu Powrót do Strony głównej