Dzień: [1-2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10] [11] [12-13] [14] [15] [16] [17] [18] [19] [20] [21-22]
Gdzie jechać? | Kasia | Droga do Grecji: udało się!| Hmm...
Minął kolejny rok – wkroczyliśmy w nowe tysiąclecie. Zeszłoroczny tramping po Bliskim Wschodzie zaowocował rozbudzeniem ambicji podróżniczych. Zamarzyła mi się wyprawa do Iranu i Pakistanu, a może i do Indii. Byłem w pewnym momencie tak zdeterminowany, że gotów byłem ruszyć nawet sam. Gromadziłem wiedzę przeglądając relacje w internecie a moja ochota wciąż rosła... Lecz, gdy nadszedł maj, zdecydowałem się na tramping do Maroka z Globtrampem: studencki i za małe pieniądze. Cóż – chyba mam pecha do królestwa Hassana – tym razem nie uzbierała się grupa i impreza została odwołana. Podobnie stało się ze "Szlakiem Sułtańskim" (Esperantour) i "Republikami Nadbałtyckimi" (Kresy). Co jest?! Nie mają ludzie pieniędzy, czy co? Pozostał mi wyjazd "trampingowy" do Grecji z Intertourem. Dodałem cudzysłów, gdyż połowa czasu była przeznaczona na Riwierę Olimpijską. Ten czas miałem jednak zamiar wykorzystać na wycieczki po okolicy i wejście na Olimp. Do ostatniego momentu zwlekałem z pakowaniem plecaka. Po prostu nie wierzyłem, że wyjazd dojdzie do skutku. Ponadto stresowałem się swoim zniszczonym paszportem. Tuż przed wyjazdem zainwestowałem troszkę w sprzęt, zapakowałem jak zwykle mnóstwo żarcia, dwie duże butle Campin-gas, namiot – lekką dwójkę bez tropiku, potężny dmuchany materac (a co?! – autobus wozi!), a także alu-matę – tak, by być przygotowanym na różne nieprzewidziane wydarzenia, choćby w postaci przedwczesnego zakończenia trasy na granicy jugosłowiańskiej...
Zanim przejdę do meritum, MUSZĘ wspomnieć o poprzedzającym wyjazd spotkaniu z Kasią. Dziewczyna, która zapisywała mnie na imprezę przedstawiła się jako przyszła pilotka wycieczki. Zadeklarowała swą wielką miłość do Grecji, mówiła o niej z takim entuzjazmem, z takim błyskiem w swych pięknych 22-letnich oczach, że potrafiłaby zachęcić do wyjazdu nawet niezdecydowaną osobę. A gdy jeszcze wyjaśniliśmy sobie, że lubimy chodzić po górach, i że zamierzamy zdobyć Mitikas (Kasia powtórnie), poczułem się podwójnie zachęcony. Chcę podkreślić to w tym miejscu, jako że miałem wątpliwości co do Grecji (jako celu wyjazdu) i co do Intertouru (usłyszałem negatywne opinie od konkurencji). Jak się te oceny będą miały do rzeczywistości – zobaczymy.
________________
Na spóźniający się autokar oczekiwaliśmy w biurze przy Czarnowiejskiej i tu miałem okazję przyjrzeć się części uczestników: było więc kilka 20-letnich dziewcząt w rodzaju Francuzek wadirumskich :), ale wszystkie sympatyczne; był pan Roman, ok. 50, z którym znajdę – mam nadzieję – wspólny język. Reszta uczestników rozczarowała mnie w większym stopniu: kilka rodzin z dziećmi, para staruszków, licealista. W sumie, z szefem – p. Waldkiem i dwoma kierowcami – 29 osób. Makabrycznie wypchany bagażami mały autokar wyruszył około 13:00. Poszło normalnie: o 16:00 granica słowacka, o 21:00 – węgierska, między 3:00 a 5:00 – jugosłowiańska, o 17:00 – macedońska, o 21:00 – grecka. Nie wiem, na ile moja ocena możliwości naszego wehikułu była powszechna – dość, że w tyle pojazdu często rozlegał się pomruk niezadowolenia z tempa naszego przemieszczania. Jeśli dodać do tego częste przystanki "biologiczne", o dość nieokreślonej długości i terminie zbiórki – droga do Grecji była udręką. Po zeszłorocznych doświadczeniach z MK Trampingiem, kiedy to pilot nie potrafił zdyscyplinować 6-osobowej grupy (i siebie), teraz nie mam złudzeń, co do dalszego przebiegu objazdu. Obiecuję jednak być cierpliwy i wyrozumiały.
Przejazd przez Jugosławię odbywał się bez wiz zniesionych na czas wakacji, Serbowie w zamian sprzedają po 15 DEM "turistskoje propustnice" ważne niby na 30 dni – i co z tego, jeśli przy wyjeździe są odbierane i w powrotnej drodze trzeba będzie wykupić nowe... Nie wiem, czy Serbia jest ciekawym krajem – w każdym razie jazda autostradami rozjeżdżonymi czołgami wśród niekończących się pól kukurydzy nie daje odpowiedzi na to pytanie. Natomiast zaskoczeniem dla mnie był przejazd przez Macedonię (ach, ta zmieniająca się Europa!). Nie brałem wcześniej pod uwagę kontroli na dodatkowej granicy (mój paszport)... Wszystko poszło OK. To sympatyczny kraj, jeśli pojęcie o tym można sobie wyrobić na podstawie małego obszaru państwa spod znaku pomarańczowego słońca i na podstawie urozmaiconej rzeźby terenu. Autostrada wiła się wzdłuż dolin górskich rzek, między ledwo co zalesionymi wzgórzami poznaczonymi białymi żebrami wapiennych skał – tak więc było na co popatrzeć. Gdyby nie tocząca się wciąż wojna domowa i porozrzucane gdzieniegdzie miny – byłby to świetny kraj na górskie włóczęgi.