Dziś dzień odpoczynku – dla moich stóp. Piorę, sprzątam i opalam się na plaży. Wybieram się na internet do Paralii: szkoda mówić – strona ładuje się 15 minut, nie jestem w stanie wysłać e-maili. Rzucam 500 GRD i wychodzę. Na kempingu wyczuwa się atmosferę wyczekiwania – na 20:00 przewidywany jest "wieczór grecki" (27 DEM). Ludzie wyciągają co lepsze ciuchy, prasują spodnie, bluzki... Hm.
Impreza jest masówką na 200-300 osób. Jednorazowo dostajemy żarcie – nic nadzwyczajnego. Białe wino bez ograniczeń. Zespół grecki gra tutejsze melodie z przewijającym się motywem zorby. Trzy pary młodych Greków zgrabnie prezentują tańce ludowe.
Na scenę wbiegają widzowie i tworzą poruszający się rytmicznie ludzki łańcuch. Muszę przyznać, że całość zorganizowana jest profesjonalnie. Wino, czerpane dzbankami z olbrzymich beczek, leje się szerokimi strumieniami. Mam dobry humor i świetnie się bawię. I znów występy folklorystyczne. Ludzie fotografują się z pięknymi Greczynkami i równie atrakcyjnymi młodzieńcami. Incydent z rzutem butelką i bójką między polskim a greckim kierowcą przechodzi niemal niepostrzeżenie: stanowi później temat ekscytujących opowieści 10-letniego Patryka, syna p. Waldka. Impreza ciągnie się do 1:00-2:00 w nocy. Chyba wszyscy są zadowoleni – no, może z wyjątkiem Magdy, która przesiedziała wieczór ze smutną miną. Wracam z Marią. Dla własnego bezpieczeństwa wspiera się na mym ramieniu. Droga na oddalony o kilometr kemping jest zbyt krótka na taką okazję – spędzamy więc dłuższą chwilę na brzegu morza (...) |