Dzień: [1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10] [11] [12] [13] [14] [15] [16] [17] [18] [19] [20] [21] [22] [23] [24] [25] [26] [27] [28]
Plażowanie i wycieczka do miasta | Wycieczka udana, ale...
Dziś dzień plażowy. Jemy śniadanie i idziemy leniuchować nad jeziorem. Plaża jest kamienista a woda dość ciepła – choć mętna. Mimo to decyduję się na kąpiel, Sylwia jak zwykle nie chce się moczyć. I jak zwykle spędzamy ten czas z dala od grupy. Trochę smutno.
Około południa wybieram się na samotną wycieczkę do Castel Gandolfo. Chcę kupić chleb, owoce i zabić czas. Mozolnie wspinam się stromą ścieżką między domami zawieszonymi na zboczu. Zjadam trochę czernic i robię zakupy. Przy okazji uczę się włoskiego: chleb "con sole" jest lepszy niż "senza sole".
Czas dłuży się, przy autobusie ludzie piorą ciuchy, robią posiłki.
Jak na razie jestem chyba zadowolony z wycieczki. Zgrzyty zdarzają się od czasu do czasu, stresuję się tym, ale
trudno wymagać, by wszystko szło jak po maśle. Jest to przecież tramping. Biuro podróży i kilkadziesiąt dolarów dziennie na drobne wydatki radykalnie poprawiłoby mój nastrój. Trochę zawiodłem się na ludziach – mimo 10-dniowej wspólnej drogi grupa nie zgrała się w takim stopniu, by prowadzić wspólne rozmowy czy zabawy.
Nie udało mi się znaleźć czwórki brydżowej, nie mówiąc już o tym, by porozmawiać sobie z nimi o czymś więcej niż "ple ple". Jest w tym i udział Sylwii, która unika kontaktów z grupą, zaś ja nolens volens mam je utrudnione. Cóż, sam tego chciałem.
Wieczorem wyjeżdżamy w kierunku Neapolu.