Dzień: [1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10] [11] [12] [13] [14] [15] [16] [17] [18] [19] [20] [21] [22] [23] [24] [25] [26] [27] [28]
Miasto na stożku wulkanicznymi | Miasto w kolorze sieny | Porwanie Sucharków | Nocleg na Wybrzeżu Liguryjskim
Orwietto dość nieoczekiwanie pojawia się nad nami w postaci zabudowań na stożku wulkanicznym. Zatrzymujemy się na parkingu autobusowym: zewsząd słychać pytania, czy nie można było wjechać na górę. Co prawda, okazuje się, że jest kolejka wywożąca ludzi do centrum wprost do katedry lub na dworzec autobusowy, ale ze zrozumiałych względów idziemy pieszo.
Zataczając szeroki łuk dookoła citte powoli wspinamy się do Porta Maggiore a później biegamy po wąskich uliczkach zabudowanych domami z tufu wulkanicznego – miejscowego materiału o charakterystycznej barwie. To miłe dla oczu i duże ułatwienie dla pamięci: Orwietto, Siena, Agrigento, Asyż – każde ma inny kolor. Zaglądamy do starego kościółka a potem już prosto udajemy się pod wspaniałą Katedrę z kolorową fasadą i dwukolorowymi ścianami (biało-czarne poziome pasy). Wnętrze nie jest już tak bardzo ciekawe, więc nieco więcej czasu spędzamy przed restaurowaną fasadą.
Odszukujemy stromą ścieżkę prowadzącą na skróty do parkingu. Oczekujemy wraz z innymi tym razem na pilota, który robił sobie zakupy. Po kilku minutach jazdy przeprosił za spóźnienie.
Kierujemy się na Sienę – jeszcze jedno malownicze miasteczko. Lekko wijącą się ulicą, zabudowaną domami z charakterystycznych cegieł idziemy do półokrągłego rynku Il Campio. Ponieważ umówieni byliśmy pod Muzeum Katedralnym pół godziny później, robimy szeroki krąg po południowych regionach Starówki. Wąskie ulice pełne turystów, pizzerie i kawiarenki, sklepy z pamiątkami. Typowa turystyczna miejscowość. Gdy okazuje się, że nie dostaniemy gratisowego wstępu do muzeum, decydujemy się na podobne w cenie (4.000 L) muzeum w Palazzo Publico. Przez godzinę oglądamy w miarę ciekawe średniowieczne, renesansowe i barokowe malarstwo.
Wreszcie coś cię dzieje: czekamy 15 minut w autobusie a Sucharków nie ma. Zaczyna padać drobny deszcz. Przyzwyczailiśmy się, że Sucharek wiecznie się spóźnia, lecz tym razem, po porannych przejściach z Orwietto, gdy spóźnił się pilot, niektórzy podejrzewają zemstę Marka. Mija pół godziny, kolejny kwadrans. Zastanawiamy się, jakie są granice przegięcia z jego strony. Później wyszukujemy ewentualne nieszczęścia, jakie mogły dotknąć Sucharków. Niektórzy na samą tę myśl się cieszą i proponują natychmiastowy odjazd. Mijają dwie godziny. Są. "Bardzo proszę państwa, abyście dobrze uważali na to, co mówią" – Sucharek wchodzi do autobusu. "Jeśli jedno słowo wystarczy – to mówię: przepraszam" – Sucharkowa wchodzi do autobusu. Ludzie są wściekli za brak wyjaśnień. Pilot bierze Dankę na bok i przepytuje. Z relacji wynika, że zostali uprowadzeni przez kierowcę, który wywiózł ich za miasto. Sami też się denerwowali. Hmm...
Deszcz wzmaga się przechodząc w ulewę. Czy pogoda zakpiła sobie z Maćka twierdzącego, że we Włoszech nie pada i wobec tego nie są potrzebne ortaliony? Czy też Maciek zakpił z grupy?
Dwugodzinna podróż na wybrzeże Morza Liguryjskiego w okolicach Pizy kończy nasz dzień. Jest już około północy, deszcz przestał padać. Stajemy przy nadbrzeżnej szosie i rozkładamy się na ścieżkach w lesie. O noclegu na plaży nie ma co marzyć – jak okiem sięgnąć ciągną się prywatne plaże o dość atrakcyjnych nazwach. Jest to już jedna z ostatnich nocy i to główna zaleta tego noclegu.