Dzień: [0] [1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10] [11] [12] [13]


Tbilisi – Warszawa – Kraków

środa, 5 IX 2011


Podsumowanie


Czas na tradycyjne podsumowanie. Był to udany wyjazd, ostatni z przewidzianych na ten rok. Dwanaście dni na miejscu okazało się czasem wystarczającym, by w miarę dobrze zapoznać się z najważniejszymi turystycznymi atrakcjami regionu. Był to czas intensywnego zwiedzania, a czas odpoczynku ograniczyłem właściwie do snu. Oczywiście, dodatkowy tydzień, może dwa tygodnie, pozwoliłyby na pełniejsze zapoznanie się z obydwoma krajami, zwłaszcza z Azerbejdżanem, który – głównie ze względu na wyższe ceny – został przeze mnie potraktowany po macoszemu. Nie zdążyłem zbyt dużo pochodzić po Wschodnim Kaukazie, zabrakło mi czasu na Górski Karabach, nie wykąpałem się w Sewanie ani w Morzu Kaspijskim. Cóż. Dni są teraz tak krótkie, a pora roku niezbyt sprzyjająca. Nie szkodzi. Wlazłem na najwyższą w swym życiu górę (Aragac), zobaczyłem w końcu azerskie wulkany błotne. Jestem usatysfakcjonowany. Cieszę się również, że "wykończyłem" ten region (łącznie z Gruzją) – ta biała plama na mojej mapie podróży trochę mi ciążyła. Co mogę dodać na zakończenie? Zakaukazie to raj dla spragnionych gór trampów. Wszystkie trzy kraje są w miarę przyjazne dla polskiego turysty, umiarkowanie drogie. Ludzie – gościnni i pomocni. Bez dwóch zdań.

Gdy błądzę palcem po mapie tego regionu – wzrok mój kieruję teraz na wschód – do Azji Środkowej i na południe – ku Półwyspowi Arabskiemu. Może kiedyś... Póki co – kierunek Indochiny!
________________________

Lot powrotny do kraju jest spokojny i nudny. Niebo nad Warszawą również zachmurzone. Czas na remontowanym Dworcu Centralnym poświęcam na obserwację polskich dziewczyn i kobiet. Ostatnio zachwycałem się elegancją i urodą Libanek a teraz mieszkanek Zakaukazia. Chcę więc na gorąco skonfrontować te wrażenia z polską rzeczywistością. I stwierdzam, że nie jest najgorzej. To prawda, młode Polki nie chodzą na aż tak wysokich obcasach i nie stosują tak intensywnego makijażu (zwłaszcza o 7:00 rano na dworcu), ale mnóstwo wśród nich jest zgrabnych i ładnych! I to mi się podoba! No, właśnie: cudze chwalicie, swego nie znacie… Za chwilę odjadę pociągiem do Krakowa. PS. To był naprawdę wyjątkowy rok. Nigdy dotąd tyle się nie nalatałem, nigdy wcześniej tyle razy nie wyjeżdżałem w ciągu roku. Ale naprawdę musiałem odreagować po trzech latach przerwy w trampingach. Musiałem nadrobić zaległości. Po powrocie do Krakowa postawiłem sobie cel 50 krajów na 50-lecie. Na pewno nie "dogonię" Wojtka Dąbrowskiego, ale chciałbym przed ostatnią podróżą poznać trochę świata. A jak już przed chwilą napisałem – najbliższy cel to Indochiny.

Powrót do Wstępu Powrót do Strony głównej