Andora – same komplikacje | Niepowtarzalne atmosfera w Lourdes
No, dobrze, lecę do Lourdes, choć oczywiście nie przyświeca mi cel pielgrzymkowy. Po prostu Ryanair jakiś czas temu uruchomił połączenie z Krakowa, a że bilet w jedną stronę kosztuje od 55 zł, zdecydowałem się skorzystać z okazji, by dotrzeć do Andory. Cóż, to małe księstwo w Pirenejach wciąż jest na liście moich celów, mam nadzieję, że uda mi się w tej podróży tam dotrzeć. Skąd brak pewności? Ano możliwości komunikacyjne mam ograniczone a dokładnie budżet nie pozwala mi na swobodne przemieszczanie się po drogiej Europie. Ech! Trzydzieści lat temu jeździłem stopem po Starym Kontynencie, nocowałem w namiocie lub u ludzi i jakoś to było. Dziś autostop nie jest już tak popularny, zresztą we Francji już dawniej było z nim kiepsko. Ponadto nie będę miał zbyt dużo czasu, by stać na drodze i łapać okazję. Chcę więc skorzystać z BlaBlaCar, który "odkryłem" nie tak dawno. Zarezerwowałem i zapłaciłem za przejazdy z Tuluzy do Andory i z powrotem po 15 euro. Drogo, ale to i tak ponad 2 razy taniej niż autobus ma tej trasie. 38 euro za bilet to cena porażająca, jeśli się weźmie pod uwagę, że to tylko 3 godziny jazdy! Kupiłem również bilet na Ouibus z Tarbes do Tuluzy i nocleg w hostelu za 25 euro. Również drogi, więc zgrzytem zębami. Mam ze sobą namiot, dwa pozostałe noclegi będę miał więc za darmo. Wyszukałem nawet miejsce do spania między lotniskiem a Lourdes i wszystko dobrze wyglądało do czwartkowego południa, gdy dostałem info z BlaBlaCar, że oba przyjazdy do i z Andory la Velli zostały anulowane! Co za facio! Zupełnie nie wiem, o co poszło. Może nie chciał jechać z kimś, kto nie mówi po francusku? On po angielsku też nie. Zarezerwowałem więc od razu przejazd z Tuluzy do Pas de la Case, pierwszego miasteczka już za granicą francuską. Może uda się jakoś dojechać dalej.
W samolocie do Lourdes większość pasażerów to starsze osoby. Jadą najwyraźniej w celach pielgrzymkowych. Z mojego miejsca przy oknie niewiele widać. Nie dość, że wieczór i nie dość, że niebo zachmurzone, to jeszcze szyby zwyczajnie brudne!
Lądujemy trochę przed czasem. Chociaż dziś będą jeszcze dwa przyloty z Paryża, to informacja turystyczna jest już zamknięta. Po wyjściu z hali przylotów dostrzegam autobus czekający na pasażerów zmierzających do Tarbes. Miała więc rację Bożena, że rozkład jazdy w sieci jest nieaktualny. Decyduję się podjechać autobusem do Lourdes, głównie dlatego, by zobaczyć procesję pielgrzymów ze świecami.
Pasażerowie z autobusu zatrzymują się na dworcu, ja bez zwłoki idę w stronę bazyliki Notre Dame de Lourdes. Po 10 minutach drogi widzę nieprzebrane tłumy maszerujące z lampionami. Z megafonów rozbrzmiewają wielojęzyczne pieśni. Nastrojowo jest. Ustawiam się na wprost jest jasno oświetlonej figury Matki Boskiej. Przeglądam wznoszące się i zadartą patrz ona i zagadkę patrzę na powracający z będącym brudem pochód ludu kurczę Msza, która celebrowana jest teraz przy wejściu na dolny poziom bazyliki dobiega powoli końca. Idę więc nad rzekę, skąd dwa kroki do sławnej groty.
Tu ustawiam się w długiej kolejce chętnych do pogłaskania kamienia, przy którym pojawiła się pasterce święta Maria. Widzę sporo osób na wózkach zaimki ołtarza stoi cały rząd wśród pielgrzymów. Większość, jak się wydaje, stanowią obcokrajowcy, co ciekawe, nie tylko z krajów z dominującym katolicyzmem. Są tu skośnoocy, może z Japonii, są Afrykanie, Filipińczycy albo Malezyjczycy, są grupy z Brazylii itp. Sporo sióstr i zakonników także jest kolorowych.
Kręcę się wokół bazyliki, wczuwam w atmosferę miejsca. Jest naprawdę odlotowo. Na zadaszonych stojakach w pobliżu groty palą się świece. Setki, jeśli nie tysiące świec. Jak przystało na rangę tego miejsca, trafiają się wielkie, wręcz olbrzymie świece, mają po metr wysokości i 15 centymetrów średnicy. Od stojaków z płonącymi świecami bije nie tylko jasność, ale i silne ciepło. Zbliżyć się jest wprost trudno. Musi tu być przyjemnie także w zimie. Muszę dopowiedzieć, że bardzo lubię patrzeć te płonące świece: cienkie jak ołówek w cerkwiach prawosławnych, grubsze w kościołach rzymskokatolickich i te, w kształcie zniczy, w świątyniach buddyjskich.
Msza się już skończyła, pielgrzymi rozeszli się, opuszczając plac przed bazyliką. Mam więc teraz możliwość dokładniejszego obejrzenia pięknie podświetlonego frontonu bazyliki, wielkich, kamiennych portali z figurami nad nimi lśniących złotem ołtarzy z postaciami Matki Boskiej.
O 23:00 zostawiam wiernych pod bazyliką. Wielu z nich spędzi na modłach czas do rana. Odchodzę ciemną drogą poza miejscowość i po 15-minutowym spacerze skręcam na polankę w lasku. Jakoś tu przekimam do jutra.