Nocleg na ścieżce | Niezbyt ciekawa stolica | Nieudany autostop | Nad Canal du Midi | Nocleg na lotnisku
Nocna jazda dłuży się. Kierowca nie jest zbyt rozmowny, ani on, ani jego żona nie znają za dobrze angielskiego. Mówiłem więc coś do nich bez przekonania, czy rozumieją, o co mi chodzi. Okresowo przysypiam.
Jedziemy drogą krajową N20 wzdłuż doliny L’Ariège. Dolina zwęża się coraz bardziej (aczkolwiek tego teraz w nocy nie widzę). Za miejscowością Ax-les-Thermes przekraczamy 1000 m i pniemy się coraz wyżej. Później wjeżdżamy w płatny tunel d’Envalira o długości 2 kilometrów. Tu już zaczyna się Andora.
Zatrzymujemy się w centrum przy jakimś pensjonacie. Tu Francuzi wypakowują swoje bagaże, żegnam się i szybkim krokiem ruszam ulicą. Chcę jak najszybciej opuścić centrum i schować je w jakimś zacisznym miejscu. Jest już po 4:00, gdy mijam dworzec autobusowy. O tej porze na ulicach w Andorra la Vella żywego ducha. Za Estacio Nacional d’Autobusos skręcam w jakąś leśną czy raczej parkową ścieżkę pnącą się ku górze. Po 100 krokach przystaję.
„Tu będzie dobrze” – uznaję. Starając się nie świecić światłem komórki, rozkładam alumatę i wskakuję do śpiwora. Jest godzina 4: 30.
Śpię jak zabity. Budzę się dopiero o 8:00, gdy zaczyna świtać. Na szczęście nikomu z mieszkańców Andory nie przychodzi do głowy chodzić po parku o tej porze w sobotę. Śmieję się trochę z mojego miejsca noclegowego, składam rzeczy i schodzę do miasta. Teraz dopiero widzę krajobraz rozciągający się wokół miasta położonego w dolinie Gran Valira. Góry wznoszą się tu na 2300 m, a nawet na 2700 m po południowej i północnej stronie. Doliny górskie spowite są mgłą, toną w mroku. Dopiero koło 8:30 słońce oświetli czubki gór.
Stolica Andory nie wygląda imponująco liczy tylko 24 tysiące mieszkańców. Nie ma tu wieżowców (może na szczęście), niewiele tu nowoczesnych biurowców. Spacer zaczynam od wizyty na dworcu autobusowym, gdzie sprawdzam na wszelki wypadek godziny i ceny kursów autobusów do Tuluzy. Zabudowa przy centralnej Av. Carlemany, wygląda na XX-wieczną. Mieszanka stylów sprawia wrażenie chaosu. Przy bocznych ulicach trafiają się starsze domy, niektóre kamienice są interesujące, ale większość – zwyczajna. Uwagę zwracają niecodzienne rzeźby przedstawiające postacie siedzące na wysokich cienkich słupach.. To "7 Poetów", których autorem jest Jaume Plensa. Zaglądam do neoromańskiego kościoła pod wezwaniem św. Szczepana (L'església de Sant Esteve). Granitowa fasada ma neogotycką rozetę, trzy neoromańskie łuki przed portalem i kamienną czworoboczną dzwonnicę. Wewnątrz barokowy, kapiący od złota, ołtarz i współczesne witraże. Nic nadzwyczajnego.
Z racji położenia miasta w dolinie sporo tu wąskich, krętych i stromych uliczek. Spaceruję więc nimi bez wyraźnego celu, ot tak, by poznać charakter miasta. Wychodzę coraz wyżej na zbocze wzgórza. Stąd już mogę łatwiej ogarnąć panoramę miasta. Słońce zalało już swym światłem dolinę, góry straciły swój szary odcień, zzieleniały się, a niebo zbłękitniało. Mam nadzieję, że już nie będzie padać. Oglądam jeszcze parę pomników, wystawy sklepowe, zapoznaję się z lokalnym menu.
Liczyłem na to, że będzie czas, aby przejść się jakąś boczną doliną, ale ze względu na opóźnienie w transporcie, a przede wszystkim anulowanie BlaBlaCar muszę rozwiązać bardziej palący problem: powrót do Tuluzy. Muszę tam być na lotnisku przed wieczorem.
„No cóż, spróbuję stopa” – decyduję się i idę w kierunku południowym. Kilka razy zmieniam miejsce do łapania samochodów, w końcu staję za tablicą z nazwą Andorra la Vella. Kwadrans mija za kwadransem, samochody przelatują nikt się nie zatrzymuje. Moje zniecierpliwienie narasta. Nie wiem, może nie wiedzą co znaczy podniesiony kciuk?
”Okej, tu nie biorą” – oceniam i dodają w duchu: „Niedobrze”. Jak niepyszny wracam na dworzec i grzecznie kupuję bilet za 32 euro. Bardzo mnie to boli, bo to więcej niż przelot samolotem. Rekompensatą są widoki gór i dolin. Jedziemy.
Niebo znów się zasnuło chmurami, płyną na wysokości 2000 metrów. Mży. Na drodze widzę samotnego rowerzystę z torbami. Mozolnie wjeżdża na przełęcz. Brawo dla tego pana!
O 18:00 jestem na dworcu w Tuluzie. Nie spieszę się na lotnisko, gdyż samolot mam dopiero o 6:00 ran. Odechciało mi się szukania noclegów na terenie miasta. Wciąż jestem zły z powodu swojej pomyłki przy bukowaniu hostelu.
[dokończenie dnia]