Dzień: [0] [1] [2] [3] [4] [5] [6] [7]


Tel Awiw – Warszawa – Kraków

czwartek, 17 IV 2014


Obrazki z Tel Awiwu | Chwila relaksu na plaży | Pożegnanie z Izraelem | Jestem zadowolony z wyjazdu


Dziś ostatni dzień w Izraelu. Samolot mamy o godzinie 18:40. Jest czas na pożegnalny spacer po stolicy. Ale wcześniej wstępujemy na targowisko, klimaty ogólnie takie, jak na całym Bliskim Wschodzie, czyli kosze z daktylami, pudła z orzechami, worki z nasionami. Jesteśmy pod wrażeniem olbrzymich ilości słodkich rzeczy. Lubią sobie Izraelczycy dogadzać! Przechodzimy dalej przez zadbane ulice w eleganckiej dzielnicy mieszkalnej. Młodzież izraelska spaceruje z psami. Sprawiają wrażenie zadowolonych z życia i… bogatych. Parę kroków dalej trafiłam na kwitnącą albicję jedwabistą (Albizia julibrissin) zwaną czasem perskim drzewem jedwabnym. Jak zawsze zachwycam się jej kwiatami z wyjątkowo długimi licznymi pręcikami. Wędrując bez wyraźnego celu spotykamy na swej drodze niezwykły dom, którego fasada pokryta jest całymi i potłuczonymi talerzami oraz różnokolorowymi płytkami ceramicznymi – od Sasa do Lasa. Miejsce wygląda na lokalną atrakcję, aczkolwiek mi wcześniej nie znaną, bo oto pojawia się zorganizowana wycieczka. Turyści obfotografowują kolorowe ściany, słuchając słów izraelskiej przewodniczki.

Idziemy teraz przez dzielnicę ruder. Cóż! Chyba każde miasto ma swoją ładniejszą i brzydszą twarz. I można się tylko zastanawiać, czy cukierkowe, zadbane turystyczne centra dają odwiedzającym wystarczający pogląd na temat danego miasta.

Mało ciekawą ulicą z porzuconymi rowerami podchodzimy na plażę, wzdłuż której wznoszą się nowoczesne wieżowce tworząc atrakcyjną panoramę od strony Morza Śródziemnego. Na plaży koło godziny 11:00 jest już spory tłum, parę osób serfuje, długonogie Żydówki porozbierały się do bikini i opalają się. Rozkładamy się na piasku i my.
– Chcesz się wykąpać? – pytam Iwonę.
– No coś ty! Musiałabym się przebrać i w ogóle nie mamy chyba czasu.
No tak. Ja zresztą też nie mam wielkiej ochoty, zresztą w kwietniu temperatura wody w tej części świata nie jest dostosowana do moich wymagań. Chociaż, jak widzę, parę osób się weszła do wody. Większość z nich jednak to surferzy, którzy usiłują poślizgać się na dość słabych falach.

Wkrótce uznajemy, że wystarczy już nam odpoczynku. Zbieramy bety i idziemy w kierunku starówki. Łazimy po labiryncie wąskich uliczek i oglądamy wystawy sklepowe. Uwagę moją zwracają ładne wyroby z ceramiki: fantazyjne w kształcie talerzyki, koszyczki i kubki.

Niepostrzeżenie zrobiło się późno, a trzeba jeszcze przetransportować się na lotnisko. Na dworcu sprawdzam połączenia kolejowe. Pociąg na Ben Gurion jest za dosłownie za kilka minut.
– Daj! – mówię do Iwony i chwytam jej plecak.
Objuczony jak wół biegnę truchtem do pociągu. Wskakujemy do wagonu i w moment później pociąg rusza.

Pożegnanie z Izraelem odbywa się bez szczególnych wydarzeń. Odprawa i już jesteśmy na pokładzie El-Al odlatującym o 18:40 do Warszawy.
– Ten fotel się nie rozkłada! – stwierdza z pretensją w głosie Iwona.
Faktycznie. Oparcie jest uszkodzone lub ma zablokowany mechanizm. Ja przyzwyczaiłem się do niewygodnych foteli w Ryanairze i Wizz Airze i jestem gotów się zamienić z dziewczyną.
– Nie trzeba. Może się przesiądziemy?
Uśmiecham się do stewardesy i pytam, czy nie znajdzie dla nas innych miejsc.
– Niestety, mamy komplet na pokładzie – odpowiada z podobnych uśmiechem i znika, by po paru minutach powrócić z… szampanem.
– Przepraszamy. To od naszych linii – podaje nam miniaturowe butelki i kubki.
Dziękuję. Potraktujemy ten gest jak miły akcent na zakończenie krótkiego trampingu. W stolicy lądujemy późno (21:40), trzeba jeszcze kupić bilet na nocny pociąg i dojechać do Krakowa.

Ten wyjazd, chociaż nieplanowany jakoś specjalnie długo, uznaję za udany. Izrael i Palestyna są absolutnie atrakcyjnym kierunkiem wyjazdowym i to zarówno ze względu na znaczne nagromadzenie zabytków historii antycznej (podobnie jak w Libanie), interesującą kulturę żydowską, jak i piękną, aczkolwiek często surową, przyrodę. Jak wiadomo, Izrael jest krajem drogim, tym niemniej, koszt wyjazdu zamknął się kwotą 1300 zł. Oprócz kosztu biletu lotniczego (506 zł */), główny koszt stanowiły noclegi, które trzeba jednak dobrze zaplanować, aby uniknąć nadmiernych kosztów. Dobrym pomysłem może być zrobienie bazy wypadowej w Jerozolimie albo w innym miejscu i jednodniowe wyjazdy w różnych kierunkach. W ten sposób można ogarnąć Betlejem, Jerycho, Morze Martwe, Hebron, Tel Awiw, Beer Szewa i Masadę. Żałuję, że nie odwiedziłem Ramallah, z siedzibą Hezbollahu, że nie byłem w Strefie Gazy ani na Wzgórzach Golan. Oczywiście, dotarcie do tych miejsc wymaga znaczniejszych przygotowań. Kilka parków narodowych – co prawda mało zielonych – stanowiło uatrakcyjnienie naszej wycieczki.
____________
*/ W roku 2014 do Izraela nie latały jeszcze tanie linie Ryanair ani do Ovdy ani do Tel Awiwu.

Powrót do Wstępu Powrót do Strony głównej