Dzień: [1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10] [11] [12] [13] [14] [15] [16] [17] [18] [19] [20] [21] [22] [23] [24] [25]
Wspinamy się na Machu Picchu | To trzeba zobaczyć na własne oczy! | | |
Ech, kolejny dzień, kiedy musimy wstawać tak wcześnie.
– Nie będzie dziś herbaty dziś – mówię, wyciągając wtyczkę grzałki z gniazdka w łazience.
Wcześniej sprawdziłem gniazdko, do którego podłączony jest telewizor.
– Prądu nie ma!
– To nic.
Wskakujemy pod prysznic i robimy szybkie śniadanie. Pranie przez noc, oczywiście, nie wyschło, zostanie wraz z plecakami w pokoju.
– Gotowa?
Biorę plecaczek i szybkim krokiem ruszamy przez śpiące miasteczko. Po 20 minutach ledwo co majacząca w panujących ciemnościach drogą dochodzimy do checkpointu przy moście na Urubambie.
– Cześć – mówię do stojącego przy budce Polaka, którego wczoraj spotkaliśmy na placu.
– Cześć, nie macie telefonu do tego gościa, który załatwiał bilety do Machu Picchu? – chłopak jest wyraźnie zdenerwowany – ten drań wystawił mnie do wiatru.
Okazuje się, że Peruwiańczyk miał dostarczyć wczoraj tutaj bilet, ale ze względu na godziny pracy banku – służba parkowa nie dostała potwierdzenia zapłaty. No, stresujące są takie sytuacje. Życzymy mu powodzenia i ruszamy w górę. Jest 6:20.
Ciemności i nie najlepsze oznakowanie sprawiają, że początkowo idziemy krętą drogą, po której jeżdżą autobusy z turystami. Dopiero na drugim trawersie odnajdujemy ścieżkę zaczynającą się nieco na prawo od skrzyżowania przy moście. Świta. W gęstym lesie jaśnieje tylko niebo nad nami. Wokół tropikalna roślinność, nie ma jednak czasu ani warunków, by się nią zachwycać. Jesteśmy podekscytowani. Już niedługo dotrzemy do tego najważniejszego miejsca w Peru. Ciekawe czy swoją atrakcyjnością to miejsce przebije tour po salarze. Właściwie nie zatrzymujemy się nigdzie, czasem tylko wypijamy łyk wody. Z głębi lasu co kilka minut dobiega nas warkot autobusu ciągnącego ze sobą chmury pyłu. Doganiamy i przeganiamy kolejne osoby, które wyszły na szlak wcześniej od nas. Wszyscy równo sapiemy 😉. Za nami, nisko w dole została wijąca się wśród skał rzeka. Nie słychać już jej szumu. Teren się wypłaszcza, widoki są coraz szersze. Brzask wyłonił z ciemności szczegóły przypominającej głowę cukru górę. Przypominają mi się okolice Guilin w Chinach. Za nią, w oddali, ustawiły się w kolejne szczyty blaknące zgodnie z perspektywą powietrzną. Słońce wciąż skrywa się za zachmurzonym horyzontem. Poprzez ścianę lasu słyszymy już gwar turystów tłoczących się na parkingu przed wejściem do ruin. Jeszcze chwila i jesteśmy przy kasach. Uff! 65 minut od mostu!
Odnajdujemy naszego przewodnika. Tak do końca, trudno powiedzieć, czy on jest nasz czy nie. W każdym razie mówi po angielsku i będziemy się go trzymać.
Machu Picchu zachwyca od pierwszego wejrzenia. Wystarczy wąską ścieżką przejść parędziesiąt metrów od bramki i stanąć na betonowym podeście, by jednym rzutem oka ogarnąć całą panoramę miasta. Na pierwszym planie, u naszych stóp rozciągają się stromo opadające tarasy. Nieuprawiane, dziś porośnięte są trawą. Na lewo ruiny mieszkalnej części miasto. Dalej więcej ruin ze słynną Świątynią Słońca. A między nimi wolne przestrzenie pokryte soczyście zieloną trawą, A na końcu – przepiękne obramowanie tego pejzażu – potężna kopuła Wayna Picchu. A wszystko to w otoczeniu niekończących się gór. Skwapliwie zapełniamy karty pamięci megabajtami zdjęć. Ileż osób chciałoby tu być i ilu to się udaje! Mniej więcej wiadomo: będzie ich dziś z 2000 – jest jeszcze przed sezonem. Wśród turystów dominują cudzoziemcy – wycieczki z USA, Niemiec, Hiszpanii. Uwagę zwraca starszy pan na wózku; zapewne podróż ta była jego marzeniem! A i nasze marzenia się spełniły – i to całkiem małym kosztem. I bez szczególnego wysiłku. Prawda, że dojazd to z Cuzco i bilet wstępu są największym wydatkiem na trampingu, ale byliśmy na to przygotowani i nie natrafiliśmy na żadne problemy logistyczne.
A zatem czas na zwiedzanie miasta Inków. Bez wątpienia jest pięknie położone, ale przecież nie względami estetycznymi kierował się inkaski władca Pachacuti Inca Yupanqui budując Machu Picchu w połowie XV wieku…
[opis ruin]
[opis powrotu do Cuzco]