Dzień: [1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10] [11] [12] [13] [14] [15] [16] [17] [18] [19] [20] [21] [22] [23] [24] [25] [26] [27] [28] [29] [30] [31] [32] [33] [34] [35] [36] [37] [38] [39] [40] [41] [42] [43] [44] [45] [46] [47-48]


Leshan – Emei

wtorek, 9 VIII 2005


Budda po raz drugi | Wyjazd do Emei | Chińskie Koleje Państwowe | Nocne pogawędki


Leshan: kompleks Da Fo

Dziś mnie nic nie zmuszało do wczesnego wstawania. O 7:20 wychodzę z hotelu ;-) i jadę pożegnać się z Buddą. Moje "Do you speak english?" tak speszyło zaspanego strażnika, że wpuszcza mnie na podstawie wczorajszego biletu. Tak naprawdę, to moim dzisiejszym celem było odszukanie Dongfang Fodu Gongyuan z leżącym ogromnym Buddą, którego wczoraj nie zdążyłem oglądnąć.
Ale zaczynam od wielokondygnacyjnej pagody Lingbao, która góruje nad miastem ukryta wśród drzew. Wczoraj zupełnie o niej zapomniałem, myślałem, że będę musiał zadowolić się zdjęciami zrobionymi z użyciem 48-krotnego zoomu. Wspiąłem się na świątynne wzgórze, no i masz! Jak tu zrobić zdjęcie pagodzie z takiej perspektywy? Hm. Zbiegam ze wzgórza i myszkuję po urokliwych zakątkach z pomostami poprowadzonymi poprzez stawy. W wodzie, wśród lotosów pływa mnóstwo czerwonych rybek. Dalej wodospady, groty, jeszcze jedna świątynia na wzgórzu z olbrzymim Buddą w środku... Napotykam nowe miejsca, w których wczoraj nie byłem, widać, że zwiedzania jest tu na wiele godzin. Alejki, pawilony, świątyńki. A leżącego Buddy nie ma... Jakoś dziwnym trafem strzałki w pobliżu właściwego miejsca znikają. W końcu jest... Za 70 dodatkowych juanów. Odpuściłem sobie. Trudno i darmo. W razie czego obrócę zdjęcie Da Fo o 90o i trochę rozciągnę ;-) Wracam.

Po drodze do hotelu sprawdzam w punkcie Kodaka poprawność zapisu zdjęć na CD, które z wieloma problemami zrobili ich koledzy w Kangdingu. Wygląda, że są OK. Tak na marginesie – wydaje się, że serwisy fotograficzne są najłatwiejszą opcją, gdy chce się zgrać zdjęcia na płytkę. W internet-cafe komputery często nie mają nawet twardych dysków nie mówiąc już o czytnikach CD. Innym rozwiązaniem są sklepy muzyczne z pirackimi płytami – źle jednak trafiałem.

Leshan: kompleks Da Fo Autobusy do Emei jeżdżą co pół godziny (7 CNY). Niestety znów trafiam na mżawkę, więc o zdjęciach przez szyby nie ma co marzyć. Chętni, którzy chcą się dostać na dworzec kolejowy w Emei, powinni wysiąść wcześniej, przed Złotym Koniem. Teraz to i ja wiem o tym. Kosztowała mnie ta wiedza 0.5 CNY – tyle zapłaciłem za autobus, który dowiózł mnie pod samą stację kolejową. O dziwo! Bilety do Kunmingu były. I to siedzące – tak jak chciałem (125 CNY). No i tylko 3 godziny oczekiwania do odjazdu (15:10). Bety zostawiam w sklepiku pełniącym funkcję przechowalni bagażu (kwitek!) i idę jeść. To była olbrzymia porcja ryżu z warzywami (10 CNY). Objadłem się, że hej! Znów internet – bardziej dla zabicia czasu (ulica równoległa do targowej), na weather.com mówią, że prawdopodobieństwo deszczu w Kunmingu będzie 90%... Obrzucam jeszcze błotem kilku kolejnych sprzedawców, którzy bezczelnie podnosili ceny po odejściu miejscowych klientów i wracam na dworzec.


Jadę "prawdziwym" hardseaterem. Prawdziwym, bo tamten z Kuczy do Kaszgaru był bardzo turystyczny, pełen młodzieży studenckiej. Oczywiście, że i tam syfili, ale przynajmniej nie było tyle dymu w powietrzu co tutaj. A tu? Przed bramką na peronie byłem może 10, później w kolejce do 6 wagonu spadłem na 20 pozycję, wchodziłem zaś do przedziału jako ostatni. No, nie żebym się nie umiał rozpychać, ale nie będę ich bić bez powodu ;-) Miejsce numerowane przecież mam! Co prawda facet, który mi je zajął, chciał się wymienić na inne pod oknem ale, gdy zobaczyłem tamten chlew pod stołem, na stole i ogólne zaczadzenie – nie ustąpiłem miejsca!
Leshan: kompleks Da FoLeshan: kompleks Da Fo
Do Kunmingu jest zdaje się 17 godzin.

Jeszcze o zwyczajach dworcowych. Oczywiście, można się sprzeczać, o to, czy chińskie rozwiązania są lepsze czy gorsze od polskich. Na pewno dworzec nie będzie tu noclegownią – często poczekalnie otwierane są tylko przed przyjazdem pociągu, Na peronach jest mniej meneli – przez bramkę przechodzą tylko pasażerowie z ważnym biletem. W Emei chętnych do podróży ustawiono w grupkach przed każdym wagonem. Wewnątrz prowadnica podchodzi do każdego bagażu i starannie ustawia na górnej półce. Leshan: połów nad Dadu He

Najbliższe 16 godzin spędzam na siedząco. W wagonie stu Chińczyków, okresowo 120. Fotele są typu hard seat, w rzeczywistości nie są zbyt twarde, lecz oparcie jest pod kątem 90o. Ciężko się znosi niewygodną pozycję. Za oknem znów ładne widoki, jedziemy wzdłuż głębokiej doliny rzeki. Trasa jest poprowadzona wysoko na zboczu, raz po raz przemykamy tunelem lub przez kamienny most. Widzę, że i na Chińczykach te krajobrazy robią wrażenie, raz po raz rzucają się do okna i żywo komentują widoki. Przez wagon co 10 minut przetacza się wózek z żarciem: a to owoce, a to soki i herbatnik; później gorące dania w styropianie i chińskie zupki. Obsługa sprząta i zamiata raz na pół godziny. Światło pali się całą noc, czas mi się dłuży.

Nad ranem Chińczyk z sąsiedniego boksu podejmuje rozmowę ze mną. Wypytuje mnie o różne rzeczy, mówi, że Europejczycy zawsze wyglądają dla nich starzej niż w rzeczywistości. Zgadza się: dla mnie Chińczycy i inni skośni są młodsi niż w rzeczywistości. Może wynika to z drobniejszej budowy i niższego wzrostu? Z bardziej "pyzatej" buzi? Chińczyk prosi o opinie o swoim kraju i jego mieszkańcach. Wiję się jak piskorz, starając się nie poruszać przykrych chińskich zwyczajów. Uff.... Dojeżdżamy.


Następny dzień Powrót do Wstępu Powrót do Strony głównej