Dzień: [0-1] [2] [3] [4-5] [6] [7] [8] [9] [10] [11] [12] [13] [14] [15] [16] [17] [18] [19] [20] [21] [22] [23] [24] [25] [26] [27] [28] [29] [30] [31-32] [33] [34]


Kirow – Perm – Świerdłowsk

piątek, 2 VII 2004


W drodze | Wkraczamy do Azji | "Wania! Bystro!"


Dworcowy handel

Pewnie ciekawią was widoki za oknem. Na razie bezkresna zieleń: równiny pokryte lasem liściastym lub mieszanym, podmokłe łąki, brzozowe zagajniki. Nizina Wschodnioeuropejska. Setki tysięcy kilometrów kwadratowych. Z okien pociągu mknącego ku Uralowi przestrzeń wygląda na nietkniętą przez człowieka. Z rzadka trafiają się posiołki, wyjątkowo zagon z kartoszką.
Rosjanka z Ukrainy rozmawia z Grzegorzem. Świetnie im idzie. Kobieta pyta o szczegóły naszego wspólnego putieszestwowania.
– Tak, to mój drug – tłumaczy jej Grzesiek – No, Piotrze, myślę, że mogę tak o tobie powiedzieć.
Bolszoje spasiba – mówię, a Grzegorz dodaje:
Kogda my budiem w Mongolii, to my budiem familia!
Śmiejemy się. Wioska

Na większych stacjach zmieniamy lokomotywy – dwa razy dziennie. Nie wiem, z czego to wynika – czy grzeje się nadmiernie, czy po prostu rejonizacja? – kraj wszak wielki: lokomotywę można by zgubić. Ta "nasza" to najczęściej czeska tesla o szczytowej mocy 4200 kW i wadze 155 ton. Z uśmiechem odczytuję datę produkcji: 1963... Mój rocznik! Mimo że tak często zmieniamy konie, ;-) opóźnienie naszego pociągu narasta w Permie do ok. 2 godzin. Ural przejedziemy więc nocą i nie zobaczymy słupa rozdzielającego Europę od Azji (1777 kilometr od Moskwy). Grzegorz przypomina, że powinienem coś postawić z tej okazji. Pamiętam, pamiętam... Prowadnica nasza taka nieprzystępna, trudno wyczuć, czy prowadzi alkoholowy biznes.

Ostrzyłem sobie zęby na Ural, a tu masz! parę niewysokich wzgórz, krajobraz jak na Pogórzu Karpackim: łagodne stoki porośnięte lasami iglastymi, gdzieniegdzie drewniane wioski z biednymi chałupami rozdzielonymi walącymi się płotami. Podróżując pociągiem po Polsce, jest na czym oko zaczepić: a to stogi siana, zabudowania, krowy na pastwisku, a to ludzie w polu, samochody czekające na przejazdach... A tu – totalna cywilizacyjna pustka. A jeśli nawet wzrok napotka na zabudowania – to wyglądają na zrujnowane i wymarłe. W dodatku żadnych pól uprawnych, tylko łąki i mokradła. Chciałbym dodać chociaż jeden sympatyczny albo optymistyczny akcent dotyczący mijanych miast. Ale, sorry, nie da się! Bida z nędzą. Szare, odrapane bloki z wielkiej płyty (wciąż ich nie ocieplają? Hm, bogaty energetycznie kraj!). Żeby choć jakaś firanka w oknie, jakiś kolorowy kwiatek na balkonie... Nic. Po ulicy jadą przedpotopowe autobusy, zdezelowane łady i moskwicze. Dużo opustoszałych hal fabrycznych z dumnymi napisami wymalowanymi kiedyś białą farbą... Zachód

W Świerdłowsku zwanym też Jekaterynburgiem wypada kolejny 20-minutowy postój.
Alkohol u was jest? – podchodzę do sprzedawcy lodów.
Czto? Wy choczietie kupit' alkohol? – pyta. Czyżbym wyglądał dziwnie?
Da, wodku – Kurcze, pociąg za chwilę rusza a tu takie podchody!
Wania!!! – krzyczy Rosjanin – bystro!
Chłopak przybiega z końca peronu, wyciąga zza pazuchy butelkę a ja 100 rubli. Wot, wokzalnaja torgowlia. Wskakuję do ruszającego pociągu. Prowadnica z sąsiedniego wagonu ostrzega: "Budiet sztraf!" Jasne, jeśli nas przyłapiecie ;-).

Następny dzień Powrót do Wstępu Powrót do Strony głównej