Dzień: [1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10] [11] [12] [13] [14] [15] [16] [17] [18] [19] [20] [21] [22] [23] [24] [25] [26] [27] [28] [29] [30] [31] [32]


Kalkuta

środa, 14 III 2007


Oh, Calcutta! | Niezwykły most, niezwykły targ | Majdan – słowo bez granic | Kolonialne klimaty Victoria Monument | Dla odmiany – katedra katolicka


Kalkuta: most Howrah

Jesteśmy od kilku godzin w Kalkucie, odpoczywamy w chłodnym hotelowym pokoiku, na zewnątrz upalny wieczór. Podróż do tego miejsca zabrała nam wyjątkowo dużo czasu – 18 godzin, choć odległość do Varanasi wynosi raptem 600 kilometrów. Ale któż by spróbował zdjąć z wagonów pociągu dumną tabliczką z napisem "Doom Express"? No dobrze, takie są Indie. Ze spóźniającymi się pociągami, hałaśliwymi ulicami, brudem, smrodem, nachalnymi sprzedawcami, nieuczciwymi taksówkarzami. Ciężko jest tu podróżować...

--- . ---

Dworzec w Kalkucie, godzina 12:00. Na peronach dziesiątki półnagich mężczyzn z czerwonymi długimi szmatami przewieszonymi przez szyję. To tragarze, czekają na zarobek wśród wielotysięcznego tłumu opuszczającego pociągi. Co ciekawe, mężczyźni nie podbiegają do obładowanych bagażami Indusów, nie wyrywają walizek, lecz karnie czekają na początku peronu. Być może to rodzaj samoorganizacji i dyscypliny wewnętrznej, domyślam się, że podaż usług przekracza tu popyt, i wcześniej musiało dochodzić do zatargów wśród tragarzy. Natomiast taksówkarze są tu tak samo namolni, jak gdzie indziej. I równie pazerni – chcą 300 rupii za przejazd do Chowringhee, naszej dzielnicy hotelowej. Kalkuta: targ kwiatowy

Próbujemy przez chwilę odnaleźć właściwy autobus, panuje tu jednak zbyt duże zamieszanie, by się czegoś dowiedzieć. Podejmuję męską decyzję – idziemy pieszo przez 705-metrowy (latem o metr więcej) most Howrah na drugą stronę rzeki Hooghly. To jeden z bardziej sławnych mostów w Indiach, zbudowany podczas drugiej wojny światowej, jest prawdziwym olbrzymem. Przez jego 8-pasmową jezdnię przejeżdża podobno dziennie 150 tysięcy pojazdów, zaś liczba pieszych przekracza 4.000.000! To wprost niewiarygodne, to więcej niż ludność Estonii i Łotwy razem wziętych! Ale patrząc na ten gęsty tłum maszerujący pod gigantycznymi kratownicami, jestem skłonny w to uwierzyć. Ta rzeka ludzi niosących wielkie pakunki na głowach jest niesamowita.

Za mostem znajduje się inna lokalna atrakcja – targ kwiatowy. Trzeba od razu dodać – zupełnie inny, wyjątkowy. Tu handluje się girlandami kwiatów w ilościach hurtowych. Na stoiskach leżą olbrzymie stosy pomarańczowych i biało-wiśniowych kwiatów nanizanych na długie nitki. Po placu krążą sprzedawcy z naręczami kwiatów, czasem udekorowani są niczym Tahitanki z kwiatami na szyi. Kolory i zapachy sprawiają, że wrażenia są niezwykłe. Kalkuta: targ kwiatowy

Bierzemy taksówkę i za 50 rupii jedziemy do Chowringhee. Sporo tu hoteli i białasów z Europy i ze Stanów. Turyści kręcą się między kafejkami internetowymi, a knajpami w stylu zachodnim. Wybieramy "Modern Lodge" z pokoikiem na dachu, wcześniej sprawdzam, że spośród pięciu czy sześciu hoteli w okolicy nasz guest house ma najlepszy stosunek ceny do jakości. Teraz czas na małe co nieco, siadamy w knajpce, Hanka bierze lasani, ja zapiekankę z ziemniakami.

Jest już 15.00, stosunkowo późno. Rezygnujemy ze zwiedzania Muzeum Indyjskiego, decydujemy się na kolonialne klimaty w Victoria Memorial. By się tam dostać przechodzimy przez Majdan – rozległe błonia, położone między hałaśliwymi ulicami. Tu odpoczywają mieszkańcy Kalkuty, siadają w cieniu nielicznych drzew lub urządzają mecze krykieta. Muszę powiedzieć, że taki mecz rozgrywany między uniwersyteckimi drużynami bardzo mi się podoba. A propos słowa "majdan": czyż nie jest to sympatyczne, że majdany znane są wszędzie – od Polski, przez Ukrainę (Majdan Niezawisimosti) aż do Indii!? Kalkuta: krykiet na Majdanie

Przed nami duży marmurowy budynek otoczony parkiem. To Victoria Memorial zbudowany przez Brytyjczyków w XIX wieku. Bilety są po 200 rupii, wkrótce się okaże, czy warto było wstąpić do tego muzeum. Mijamy dwa skromne pomniki, m.in. króla Jerzego, dalej mamy imponującą okrągłą salę z pomnikiem królowej Wiktorii. W salach na parterze sporo eksponatów z okresu Raj (1858-1947): portrety i popiersia brytyjskich imperatorów i gubernatorów, dużo tu pejzaży przedstawiających Indie widziane oczami malarzy-obieżyświatów. Na płótnach widać dzielnych brytyjskich żołnierzy niosących na ostrzach bagnetów zachodnią demokrację i wolność. W drugiej części – interesująca prezentacja opowiadająca historię Indii od brytyjskiej ekspansji poprzez powstanie sipajów w 1857 roku, Government Act of India z 1909 i późniejsze reformy, aż do wojen światowych. Są naturalnie dokumenty i zdjęcia związane z Mahatmą Gandhim. Na piętrze część ekspozycji jest zamknięta, szkoda. W dwóch niewielkich salach dużo portretów premierów i innych przywódców oraz makieta Kalkuty z przełomu wieków. Wszystko ładnie, jest Mahatma Gandhi i Jawaharlal Nehru... ale gdzie jest Indira Gandhi?! Pytam Indusów, jednego, drugiego... lecz widzę, że miny mają niewyraźne. "Portret Indiry Gandhi jest gdzie indziej" bąka strażnik. Czyżby była na indeksie? Hm. Kalkuta: Victoria Memorial

No, dobrze, tyle zwiedzania, myślę, że warto było. Oblatuję budynek dookoła – jeszcze kilka pomników, między innymi lorda Curzona, vice-króla Indii. Ta postać, znana nam bardziej jako twórcy linii Curzona, zasłużyła się w miarę dobrze dla Indii – to on podjął decyzję o odrestaurowaniu zniszczonego totalnie Taj Mahal. Wracam do Hanki odpoczywającej nad sadzawką. Niedaleko stąd, między drzewami bieleją wieże katedry św. Pawła. W swej 150-letniej historii kościół ucierpiał wielokrotnie, najbardziej podczas pamiętnego trzęsienia ziemi z 1897 roku, kiedy to runęły obie wieże katedry. Wewnątrz tej niby gotyckiej budowli niewiele odkrywam ciekawego, można zaczepić wzrok na witrażach i ładnie podświetlonej rzeźbie przy wejściu. Kalkuta: Lord Curzon

Wracamy znów przez Majdan, chcemy zajrzeć do znajdującego się w parku Fortu William. Zdecydowana postawa wartowników stojących przy ogrodzeniu sprawia, że rezygnujemy. Fort jest obiektem wojskowym, nie ma szans na wejście, trudno. Wsiadamy do autobusu "byle jakiego" i jedziemy w kierunku BBD Bagh. Wysiadamy w pobliżu jakiegoś chrześcijańskiego kościoła, właściwie nie wiemy, gdzie się znajdujemy. Jest już dawno po zmroku, ulice kiepsko oświetlone, pełne za to żółtych taksówek i autobusów miejskich. Hanka chciałaby zobaczyć nowoczesną dzielnicę ze sklepami, ja jednak nie wiem, gdzie je znaleźć. Sprzeczamy się. W końcu bierzemy taksówkę i wracamy do hotelu.

Następny dzień Powrót do Wstępu Powrót do Strony głównej