Dzień: [0] [1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10] [11] [12] [13]


Kair – Warszawa – Kraków

wtorek, 26 VII 2011


Jaki był Egipt? | Wracam zadowolony | Kocham trampingi! | Wkrótce nowy wyjazd


Okęcie. Chociaż spory ruch panuje rano na lotnisku, to i tak jest tu spokojniej niż w Kairze. Zaczynam tęsknić do egipskiego zgiełku. Transferujemy się do centrum Warszawy, zjadamy jakąś przekąskę w okolicach dworca i sprawdzamy połączenia kolejowe z Krakowem. Pozostaje jeszcze odbyć kilkugodzinną podróż TLK do domu.

A więc taki był Egipt! Gorący, męczący, brudny. Ale też zachwycający, niezwykły i na swój sposób swojski. 12 dni na miejscu to oczywiście niedużo, by poznać dobrze kraj, ale przecież nie leżeliśmy plackiem na plaży w Hurghadzie przez dwa tygodnie jak czynią setki tysięcy Polaków. Zobaczyliśmy w zasadzie to, co zaplanowaliśmy. Zabrakło może dwóch dni, by wybrać się na Synaj. Może i czterech, by poznać więcej zabytków środkowego Egiptu. A może jeszcze więcej, by przyjrzeć się codziennemu życiu Egiptu. To wszystko wiem, ale też wiem, że urlopu nie rozciągnie się w nieskończoność a życie jest krótkie. Jeśli chcę poznać wszystkie zakątki naszego świata, to muszę skupić się na wybranych miejscach. Egipt był konieczną pozycją w moim dorobku podróżniczym. Jest zbyt ważnym miejscem na mapie kulturowej świata, by go pominąć.

Wracam zadowolony nie tylko dlatego, że wszystko poszło gładko, bez większych problemów logistycznych, nie tylko dlatego, że dotarłem do głównych highlightów w tym kraju. Cieszę się, że nasz wyjazd był urozmaicony, że nie zabrakło w nim i starożytnych cudów świata i bardziej współczesnych architektonicznych perełek; że poznaliśmy egipskie bieguny przyrodnicze: pustkę pustyni i bogactwo rafy koralowej; szczególnie mnie cieszą chwile spędzone w kościele koptyjskim podczas ceremonii ślubu, nocne wizyty fenków na pustyni, śniadanie w zagajniku palmowym, malowanie dłoni na placu Tahrir podczas wieców. To są właśnie najbardziej wartościowe wspomnienia. Bo te wszystkie zabytki – od piramid przez meczety i medresy – są jednak czymś pospolitym, czymś, co może być udziałem każdego turysty odwiedzającego kraj faraonów. Niestety wyjazd był ubogi w prawdziwie naturalne spotkania z miejscowymi ludźmi, brakło mi zaproszeń do zwykłego domu, okazji, by się przyjrzeć życiu codziennemu Egipcjan – od środka. Pewnie, że trafiały się sympatyczne rozmowy, jak choćby ta z Islamem w autobusie do Kairu, ale, jakby nie patrzeć Egipt nie jest dobrym miejscem do nawiązywania bliższych kontaktów. Dominowały mało atrakcyjne dialogi, które poprawnie nazwać trzeba kłótniami. Kłótniami o wszystko. O każdy zakup, o chwilę samotności. Te nagabywania i targowanie się w opinii wielu są składnikiem kultury egipskiej. Nie jestem tego pewien. Nie widziałem Egipcjanina targującego się, negocjującego cenę zakupu wody w sklepie. Jeśli więc kupujesz towar po znacznie zawyżonej cenie, bo tak policzył ci sprzedawca, to jesteś, po prostu, ofiarą oszustwa a sprzedawca, po prostu, oszustem. Stosujmy jedną miarkę w takich sytuacjach. Jeśli polski taksówkarz policzy za kurs obcokrajowcowi trzy razy więcej, to jest zwyczajnie oszustem żerującym na nieświadomości klienta.

W sumie Egipt kosztował mnie 1800 zł. Największe wydatki były związane z transportem (na miejscu przejechaliśmy prawie 4300 km) oraz kosztem wstępów i innych atrakcji. Bardzo przydała się legitymacja ITIC, honorowana była prawie wszędzie. Oceniam, że dzięki niej zaoszczędziliśmy kilkaset złotych. Nasz wyjazd znacznie różnił się od tego, co jest udziałem setek tysięcy Polaków co roku. I oni – zamknięci w kurortach i z rzadka korzystający z fakultetów, i my – przemierzający codziennie średnio 350 km, możemy powiedzieć: "Byliśmy w Egipcie!". A jednak to nie to samo. Cóż, każdemu według potrzeb, od każdego według możliwości. Ja w każdym razie kocham trampingi i włóczęgę. I nie chcę ich zamieniać na te all-inclusivy... Wiem, co jest ważne dla mnie w życiu i bez czego obyć się jest mi trudno. Szukam przygody i swobody przy poznawaniu świata. Szukam niezapomnianych wspomnień. Ten wyjazd dał mi kolejną okazję. Znów przywiozłem sporo pamiątek i prezentów a także parę tysięcy zdjęć. No i egipską opaleniznę ;-)

Dojeżdżamy do Krakowa. Trzeba odespać ostatnią noc a jutro do pracy! Na szczęście, już za miesiąc czeka mnie podróż do Libanu. Jakże się cieszę!


Powrót do Wstępu Powrót do Strony głównej