Dzień: [1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10] [11] [12] [13] [14] [15] [16] [17] [18] [19] [20] [21] [22] [23] [24] [25] [26] [27] [28] [29] [30] [31] [32]


Amritsar

wtorek, 27 III 2007


Jak wyjść z pokoju? | Nad Jeziorem Nieśmiertelności | Słuchamy Guru Granth Sahib | W największej stołówce świata | Miejsce indyjskiej martyrologii | Świątynia Durgi – podróbka czy inspiracja?


Amritsar: Złota Świątynia

Witaj stolico Pendżabu! Cieszę się, że tu przyjechaliśmy, od dawna to miasto dobrze mi się kojarzyło, było jednym z celów wyjazdu do Indii.

Rikszarz wiezie nas pod Złotą Świątynię i namawia na jakiś "tani" hotel. My jednak chcemy spróbować noclegu "u Sikhów". Pielgrzymi zatrzymują w jednym z kilku olbrzymich noclegowni tuż przy Złotej Świątyni, dostają tu darmowy nocleg. Niestety, tam gdzie nas odesłano, pokoje są tylko kilkuosobowe. Wybieramy jeden z 10 hotelików położonych w najbliższej okolicy. Pokój jest w nadbudówce na dachu, 200 metrów dalej w linii prostej lśni w słońcu złoty dach świątyni. Kawa i prysznic stawiają nas na nogi. Jest dobrze.
Już, już chcemy opuścić hotel, by znaleźć się w tamtym cudownym miejscu, gdy pojawia się problem techniczny: nie można wyciągnąć klucza z zamka. Indus męczy się, sapie, widać, że preferuje rozwiązania siłowe. Wyjmuję więc wkładkę z kluczem, wymieniamy na inną – z drugiego pokoju. OK. Nawet nie chciałem od niego kasy za tę naukę.
Amritsar: Złota Świątynia

Deptak, który prowadzi do Złotej Świątyni jest zatłoczony. Dziesiątki, setki kolorowych turbanów i chust podążają ku bramie. By się tam dostać trzeba nakryć głowę – za 10 rupii kupuję pomarańczową chustę z khandą – sikhijskim symbolem (można je wypożyczyć z kosza stojącego przy wejściu). Przekraczamy próg wodny obmywając stopy i wchodzimy na dziedziniec.

To miejsce jest zachwycające. Przed nami Amrit Sarowar – Jezioro Nieśmiertelności i niewielka wysepka w całości zajęta przez budynek Bożej Świątyni Harimandir Sahib. Prowadzi do niego stumetrowy zadaszony pomost Guru. A na nim – kilka tysięcy kolorowych Sikhów. Do tego świętego miejsca przybywa codziennie 30.000 pielgrzymów. To naprawdę imponująca liczba. Ileż wysiłku organizacyjnego musi to kosztować. Do Varanasi ponoć przyjeżdża ledwie ponad milion pielgrzymów i są oni rozproszeni wzdłuż ghatów, nie są tak widoczni. Zresztą – cóż znaczy milion gości tu czy tam, gdy porównam te miejsca z mauzoleum Imama Rezy w Mashhadzie, które odwiedziłem wraz z innymi 12 milionami pielgrzymów w zeszłym roku? Jeśli na kimś te liczby nie robią wrażenia, niech pomyśli o 30 milionach pielgrzymów, którzy zgromadzili się w ciągu jednego dnia (24 stycznia 2001) podczas meli przypadającej raz na trzy lata w Prayag, gdzie Jamuna wpada do Gangesu. Amritsar: Złota Świątynia

No dobrze, tyle o liczbach, bardziej fascynujący jest ten wielobarwny tłum. Zgodnie z zasadami ruchu ;-) okrążamy sadzawkę poruszając się w prawą stronę. Nikt się tu nie spieszy: jedni spacerują, drudzy siedzą w cieniu, inni się fotografują, piją schłodzoną wodę podawaną przez młode dziewczęta. Nad brzegiem sporo roznegliżowanych mężczyzn, wchodzą do wody, zanurzają się do po szyję. Tę rytualną kąpiel najlepiej obserwować wraz z milionem innych pielgrzymów w dniu 13 kwietnia podczas wielkiego sikhijskiego święta Vaisakhi.

Czym byłaby jednak wizyta w Złotej Świątyni bez zajrzenia do jej wnętrza? Tam – od rana do wieczora – czterech "kapłanów" odczytuje bez przerwy tekst Guru Granth Sahib – świętej księgi. Dodałem ten cudzysłów, jako że wśród Sikhów nie ma osobnej grupy księży czy kapłanów. Po spełnieniu pewnych warunków mężczyzna może poświęcić życie na obsługę życia religijnego wspólnoty pozostając świeckim jej członkiem. Zaglądamy jeszcze na chwilę do Akal Takht – budynku naprzeciw pomostu – można tu w cieniu przeczekać największy upał lub dostać prasaad tradycyjny gratisowy poczęstunek przy wejściu – i ustawiamy się w kolejce do świątyni. Zmieszani z kolorowym tłumem idziemy krok po kroku przez pomost. Nikt się nie przepycha, Sikhowie niosą na tackach dary dla Boga – boga jedynego. Niektórzy cichutko śpiewają modlitwy. Dystans około stu metrów pokonujemy w ciągu... godziny! Amritsar: Złota Świątynia
Pod koniec pomostu pielgrzymi formują zgrabne rządki, strażnicy pilnują porządku wpuszczają do środka kolejne grupki. Wewnątrz duży ścisk, kapłani siedzą pośrodku, czytają Guru Granth Sahib, kilkudziesięciu wiernych, którym udało się tu wcześniej wcisnąć słucha świętych słów siedząc po turecku na orientalnych dywanach. Nie ma właściwie możliwości zatrzymać się w pomieszczeniu, wciąż jesteśmy popychani przez kolejnych wchodzących niczym pielgrzymi w Montserrat przed Czarną Madonną. Wychodzimy bocznym wejściem, okrążamy budynek idąc wąskim balkonikiem. Ściany świątyni pokryte są ozdobami wykonanymi techniką pietra dura, co ciekawe, i tu są obecne podobne motywy jak w Taj Mahal – mimo że to zupełnie inna religia i region. Po schodkach wchodzimy na piętro, korytarz obiega wewnętrzny dziedziniec, stąd lepiej widać zgromadzony tłum, łatwiej przyjrzeć się wykwintnie zdobionemu sufitowi. Jeszcze jedno piętro i zostajemy oślepieni światłem południa spotęgowanym refleksami od złotych elementów pokrycia dachu. Jesteśmy teraz na najwyższej kondygnacji Harimandir Sahib, pośrodku niewielka nadbudówka, pokryta w dolnej części kwiatowymi wzorami, powyżej – złotą blachą; pokoik zajęty jest przez brodatego Sikha, który czyta swą księgę. Lub tylko udaje, że czyta – pogrążony w zadumie. Do wejścia podchodzą młode kobiety, klękają, krótko się modlą. Amritsar: Złota Świątynia

Opuszczamy wysepkę i zaczynam polowanie na turbany. Chcę zebrać kolekcję wszystkich kolorów! Od pomarańczowego do szmaragdowego, od bordowego do błękitnego! Nad sadzawką spotykamy sympatyczną polską parę. Jeżdżą po Indiach od dwóch miesięcy. Ich zapobiegliwość polegająca na zarezerwowaniu biletów na całą trasę, odwraca się przeciwko nim. 13-godzinne spóźnienie pociągu z Bombaju sprawia, że w Amritsarze mogą być tylko trzy godziny. Żegnają się, za chwilę jadą do Delhi, a my idziemy do największej stołówki świata.
Porządek i organizacja panująca w langarze jest godna odnotowania. Inaczej być nie może przy tylu tysiącach klientów dziennie. Kolejka pielgrzymów szybko przesuwa się do stoiska z tacami, przy sąsiednim dostaje się miski i łyżki. Na piętrze siadamy na podłodze w jednym z kilkunastu rzędów zwanych pangat i moment później Sikh nalewa nam z wiadra chochlę sosu, drugi chlapiąc nieco nalewa wodę do misek, łapiemy w locie rzucane chapati (podobno w kuchni znajduje się zautomatyzowany piec do produkcji placków), kolejny chłopak wybiera z wiadra ręką – czystą zapewne – po kawałku mięsa. Jemy w milczeniu. Hanka prosi o dokładkę. Puste naczynia trafiają do zmywaczy, którzy błyskawicznie je opłukują Z pewnością na długo zapamiętam ten przeraźliwy brzęk setek rzucanych tac i misek.

Idziemy do Jallianwala Bagh – miejsca szczególnego dla Indusów. To spory ogród otoczony wysokim murem. Tu, w 1919 roku zebrała się wielotysięczna demonstracja w obronie uwięzionych Satyi Pali i Saifuddina Kitchlewa, przywódców indyjskiego ruchu niepodległościowego. Brytyjski dowódca zażądał rozejścia się, co było całkiem niemożliwe, jako że żołnierze zablokowali jedyne wąskie wyjście. Następnie kazał otworzyć ogień do zgromadzonych. Przerażeni Indusi nie mogąc się wydostać skakali do studni (znaleziono w niej później 120 ciał), ginęli od kul. W sumie doliczono się tysiąca zabitych i tyle samo rannych. Tablica pamiątkowa i ślady po kulach upamiętniają to miejsce indyjskiej martyrologii.
Amritsar: Sikh Amritsar: Sikh

W drodze na dworzec – chcemy kupić bilety na jutro – zajadamy się lodami. Drogę mamy dość pogmatwaną – więc i lodów dużo ;-) Niestety, jedyny bezpośredni autobus do Dharamsali jest dopiero o 13.00, pojedziemy zatem najpierw do Pathankotu, do którego kursów autobusowych jest rano sporo. OK, jeden problem z głowy. Amritsar: Złota Świątynia

Bierzemy rikszę i jedziemy do Świątyni Durgi. Ci, którzy zawitają tu po oglądnięciu Złotej Świątyni sądzą, że mają przed sobą gorszą jej kopię. W rzeczywistości świątynia ta – również leżąca na wysepce na jeziorze otoczonym zespołem budynków zbudowana została wcześniej i co najwyżej to ona może być pierwowzorem dla przybytku Sikhów. Inna rzecz, że wygląda skromniej, złotej blachy wystarczyło na pokrycie dachu i jednej ściany. Durgiana Temple to świątynia hinduistyczna, co ciekawe, by tu wejść trzeba również obmyć nogi przechodząc przez próg wodny – praktyka spotykana przeze mnie jak dotąd tylko w świątyniach sikhijskich.
Po marmurowym moście przechodzimy na wysepkę. Budynek ozdabiają srebrne wrota z interesującymi scenami i postaciami. Wewnątrz – tradycyjny trójpodział: z lewej czarna Durga obwieszona girlandami kwiatów, pośrodku Krishna z żoną Lakszmi, po prawej Narayan, Preserver of Universe. Warto jeszcze spojrzeć na posąg dziwacznego boga stojącego przy balustradzie pomostu. Aniele skrzydła, haczykowaty nos, ręce złożone do modlitwy... Czyżby to był nasz znajomy Garuda? No, jasne!
Amritsar: handlarz
Przy zewnętrznym dziedzińcu znajduje się stara, XVI-wieczna świątynia Durgiana – mała, skromna i przez to rzadziej odwiedzana przez turystów. Zaglądamy do środka. Para bogów patrzy wielkimi oczami przed siebie, twarze ozdobione są złotymi wzorkami, perłowe klipsy sięgają ramion. Na szyi zawieszone mają sznury pereł, nimi też ozdobione są przepiękne nakrycia głowy. Wokół postaci mnóstwo złoceń, srebrzeń, mozaikowych lusterek i rzecz jasna girlandy kwiatów.
Właśnie na dziedziniec przybyła młoda para, fotografują się i filmują. Hanka zostaje na sesji fotograficznej, ja czekam na zewnątrz. Stoję przed wielką barwną kupą odpadków wyrzuconych ze świątyni i doznaję olśnienia; mam przed sobą kwintesencję Indii: to kolorowy śmietnik.

W drodze do hotelu wstępujemy raz jeszcze do Złotej Świątyni. Jest teraz podświetlona, złote refleksy falują na wodzie. Kolejka pielgrzymów przesuwa się po moście jakby szybciej, lecz tłumy wokół sadzawki nie mniejsze. Za dwie godziny nastąpi uroczyste wyprowadzenie księgi ze świątyni. Aż do rana spoczywać będzie zamknięta w budynku naprzeciwko.

Następny dzień Powrót do Wstępu Powrót do Strony głównej