Dzień: [1-2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10] [11] [12] [13] [14] [15] [16] [17] [18] [19] [20] [21] [22] [23] [24] [25] [26] [27] [28]


Kraków – Berlin – Nicea

piątek/sobota, 24/25 II 2011


Kierunek Meksyk! | Na Promenadzie Anglików


Jestem teraz na wysokości 10.000 metrów, w połowie drogi między Monachium a Toronto. Liczyłem na to, że będziemy lecieć nad Grenlandią, ale trasa lotu naszego boeinga 777 przebiega bardziej na południe. Zresztą – siedzimy na środkowych miejscach i niewiele widać. Chociaż w drodze jesteśmy już od 5 dni, wciąż nie czuję, by ta podróż naprawdę się zaczęła. Naszym głównym celem jest przecież Meksyk. Będziemy tam dopiero pojutrze! Tak się bowiem złożyło, że pół roku temu była promocja Air Canada i oczywiście kupiłem bilety. Jak zwykle bywa przy takich okazjach, wylot był spoza Polski – tym razem z Mediolanu; powrót natomiast – do Rzymu. Ale skoro już miałem lecieć przez Toronto, to tak pokombinowałem z godzinami przesiadek, by były jak największe przerwy między kolejnymi lotami. W ten sposób wygospodarowaliśmy czas na wyskok nad Niagarę i parę godzin w Montrealu w powrotnej drodze. Wyjazd będzie udany, tu nie ma wątpliwości. Meksyk jest fantastycznym krajem do zwiedzania i chociaż nie wcześniej nie był na liście priorytetowych kierunków, to w końcu przyszedł czas i na niego. Zaczynamy jednak od Europy.

____________________________

W piątek wyjeżdżamy nocnym autobusem do Berlina. To już nasza druga podróż do stolicy Niemiec. Poprzednim razem, w 2015 roku, zwiedziliśmy Berlin oraz Poczdam. Tym razem będziemy tu tylko parę godzin, w dodatku spędzimy je na lotnisku Schönefeld w oczekiwaniu na samolot do Nicei. Chociaż główne odcinki do Meksyku przez Kanadę i z powrotem do Europy spędzimy na pokładzie regularnego przewoźnika i mamy 20-kilogramowy limit bagażu, to nasze plecaki muszą być dostosowane do wagi podręcznego bagażu Ryanaira. Zresztą nie lubimy nosić zbyt dużo. Po Azji Południowej podróżowaliśmy z 7-kilogramowym plecakami, teraz ważą niewiele więcej.

Przed 15:00 odlatujemy do Nicei. Po raz pierwszy zdarza mi się tak piękna pogoda nad Alpami. Szczyty pokryte śniegiem są zawsze dla mnie cudownym widokiem wzbudzającym chęć wspinaczki.

Półtorej godziny później zataczamy krąg nad Niceą, oglądając piękne hotele o fantazyjnych kształtach rozlokowane na Lazurowym Wybrzeżu. Lotnisko Nice Cote d’Azure oddalone jest do naszego hotelu „Premiere Classe Nice” zlokalizowanego przy Promenade des Anglais o nieco ponad dwa kilometry. Nie zawracamy sobie głowy szukaniem transportu.
– Idziemy na piechotę, jeszcze będziemy mieć dużo wydatków – mówię, a Cecile się z tym zgadza.
Hotel jest całkiem przyzwoity jak na swoją cenę – 104 zł za pokój.
– Które łóżko wybierasz? – pytam uprzejmie.
– Jak zawsze to przy oknie.
– Dobrze, postawię wodę na kawę. Chyba że wolisz herbatę.
– Tak, poproszę herbatę.
– A potem pójdziemy na spacer. Nie będziemy siedzieć przecież w hotelu.
– A dokąd pójdziemy?
– Nie wiem. Najpierw na Promenadę Anglików, potem zobaczymy…
Nad brzegiem zatoki, nad którą leży miasto Nicea jesteśmy po kilku minutach. Jest już wieczór, długi rząd latarń zapalonych wzdłuż promenady ciągnie się ze dwa kilometry. Plaża jest kamienista, oddzielona od promenady barierką. W pewnym miejscu przy ogrodzeniu dostrzegamy wielki bukiet kwiatów i kilka zabawek. Takie wiązanki i wieńce odnajdziemy jeszcze w paru miejscach przy promenadzie.
– A więc to tutaj! – mówię i milknę.
W pamięci mamy niedawną tragedię, która rozegrała się w Dzień Bastylii, 14 lipca zeszłego roku w Nicei. Kierowca rozpędzonej ciężarówki z rozmysłem wjechał w tłum spacerujących mieszkańców i turystów, zabijając i raniąc dziesiątki osób. Tunezyjski terrorysta rozjeżdżał zdezorientowanych ludzi wjeżdżając w kolejne grupy spacerowiczów. Został zatrzymany, a właściwie zastrzelony przez policję dopiero po przejechaniu niemal dwóch kilometrów. W sumie zginęły 84 osoby.

Idziemy dalej w milczeniu. Zbędne są komentarze. Myślę, że na długie lata Nicea się zmieniła i trudno chyba będzie o radosny nastrój w tym miejscu. Po drugiej stronie ciągną się apartamentowce i hotele. Niektóre atrakcyjnie podświetlone, podobnie jak i palmy, którymi obsadzona jest aleja. Do hotelu wracamy już po zachodzie słońca.

Następny dzień Powrót do Wstępu Powrót do Strony głównej