Dzień: [1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10] [11] [12] [13] [14] [15] [16] [17] [18] [19] [20] [21] [22]


Kraków – Warszawa – Barcelona

poniedziałek, 27 I 2014


Bakcyl podrózniczy | Noc w Barcelonie


Fragmenty pisane kursywą pochodzą od Kamili.

Mijają dwa tygodnie od powrotu z trampingu i w trakcie oglądania zdjęć dochodzi do mnie świadomość jak wiele rzeczy zdążyło mi już umknąć z pamięci. Zbiór cudnych chwil jest tak ogromny, tempo przemieszczania, oglądania, odczuwania tak szybkie, że nie sposób zapamiętać wszystkiego.
Po podróży do Peru stwierdziłam, że połknęłam bakcyla na eksplorację terenów Mezoameryki. Piotr, z którym odbyłam tamtą podróż napisał maila z zapytaniem, czy miałabym chęć pojechać do Sudanu. Zważywszy na to, że – po pierwsze – w Sudanie Płd. trwała właśnie wojna domowa, a po drugie – nie planowałam wówczas nawet wyskoku na bałtycką plażę, odmówiłam. Kolejna wiadomość to lot do Australii – tu było gorzej z czasem a koszty przeważyły szalę na "nie".
Na kolejną wiadomość: "To dokąd?!" odpowiedziałam: "Może Ameryka Środkowa...?"
Po kilku dniach otrzymałam propozycję nie do odrzucenia:

IBERIA
W-wa – Gwatemala
Kostaryka – W-wa

Chwilowo przygasły płomień podróżniczy (z przyczyn finansowo-zawodowych) dostał tlenu...
Odpisałam: „Bukuj”.
Zwrotka: „Kupione, pakuj się”.

Czas nieubłagalnie płynął a przygotowań do wyjazdu nie było. Najistotniejsza rzecz, jaką był przewodnik, dotarła dosłownie dzień przed wylotem. Gdy wyjmowałam plecak z szafy, w głowie tkwiło tylko jedno określenie moich poczynań: wariactwo – pół roku od wyprawy do Peru trwającej miesiąc zostawiam pracę i lecę na kolejne tygodnie laby.

Z Chopina startujemy o 16:55 i o 20:00 jesteśmy w Barcelonie. Kolejny etap męczy nas najbardziej – całonocne czekanie na lotnisku. Pijąc kawę w zamykanej o 22:00 kawiarence lotniskowej zastanawiamy się, dlaczego właściwie nie poszukaliśmy tu jakiegoś noclegu. Z pewną obawą krążymy po terminalu szukając miejscówki na spędzenie 10 godzin. Okazuje się, że nie jesteśmy sami. W niedługim czasie zbiera się całkiem okazała grupa osób, która, po wylegitymowaniu przez obsługę lotniska, zapada w sen. Niestety ja do nich nie należę, kręcąc się w kółko przez resztę nocy przyczyniam się do ścierania płytek podłogowych 😉.
Z Barcelony o 8:50 błyskawicznie (tak mi się wydawało w porównaniu do całonocnego dreptania po kilku metrach kwadratowych) dostajemy się do Madrytu, skąd po godzinie wsiadamy do docelowego Boeinga 767, który przewiezie nas do Gwatelamali.

Następny dzień Powrót do Wstępu Powrót do Strony głównej