Dzień: [1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10] [11] [12] [13] [14]
W konwoju do Abu Simbel | Zwiedzamy świątynie Ramzesa II | Znów się wściekam | Nocny przejazd do Hurghady
[rano wyjazd w konwoju do Abu Simbel] [zwiedzanie i powrót]
Koniec pikniku, przemieszamy się na dworzec.
– Mieliśmy jeszcze kupić wodę na drogę – upomina się Aga.
– Prawda, chodźmy.
W sklepiku naprzeciw dworca biorę dwie wody, pięć bułek i pięć placków chlebowych. Pytająco spoglądam na sprzedawcę.
– 20 funtów.
No, to już bezczelność! Mam w ręce przygotowanych 6 funtów, tyle zamierzam zapłacić. Na wszelki wypadek pytam młokosa w kolejce.
– To kosztuje 20?
Ten, zakłopotany, uśmiecha się i kręci przecząco głową.
– Dwie wody to 2 funty, bułki to 2 funty, chlebek najwyżej 2 funty – wyliczam głośno, kładę wyliczoną sumę i wychodzę. Chwilami mam dość Egiptu!
Wyjeżdżamy z półgodzinnym opóźnieniem. Autobus powoli jedzie w popołudniowych korkach. Zastanawiające, że główna arteria krajowa prowadząca z Aleksandrii do granicy z Sudanem ma postać zwykłej szosy z dwoma pasami ruchu... Autobus często zwalnia napotykając na ślamazarnie poruszające się ośle zaprzęgi. Komfortu jazdy nie dodają też liczne progi zwalniające. Cóż, są one niezbędne, nie wierzę, by znaki ograniczenia prędkości były tutaj respektowane. Mijając Kom Ombo i Edfu zastanawiam się, czy nie trzeba było tu się zatrzymać, by zobaczyć starożytne świątynie w tych miejscowościach.
– Ale wtedy nie zdążylibyśmy zobaczyć tego, co zaplanowaliśmy w dalszej trasie – głośno myślę.
– Wszystkiego nie można mieć – przypomina Aga.